Drugi odcinek 11. sezonu Teorii wielkiego podrywu jest takim trochę podsumowaniem ostatnich serii produkcji: Smętny i depresyjny z odrobiną niezłego humoru. Cieszy za to powrót większej ilości popkulturowych nawiązań. Czuć progres względem poprzedniego roku.
Po obejrzeniu
The Retraction Reaction naszła mnie myśl, że może twórcy zaczynają rozumieć, co robili źle przez co najmniej ostatnie trzy serie. W tym sezonie padło w sumie już chyba więcej nawiązań do kina/telewizji/komiksów niż przez cały poprzedni serialowy rok. Mam nadzieję, że trend się utrzyma, gdyż takie smaczki zawsze są czymś przyjemnym dla widza zainteresowanego tematyką. W końcu to właśnie osoby o takim hobby są (były?) docelową widownią sitcomu. Brakuje jednak w tym wszystkim czaru pierwszych odsłon, błysku wyróżniającego tę komedię od pozostałych. Mimo wszystko obrany kurs jest dobry. Nawet aktorzy sprawiają lepsze wrażenie, nie wyglądają na znudzonych i nawet się starają. Chociaż w tym epizodzie scenariusz wymagał, by większość bohaterów była przygnębiona stąd być może te pozytywne wrażenia.
Głównym wątkiem w
The Retraction Reaction jest wywiad Leonarda oraz jego konsekwencje. Bohaterowie na przestrzeni lat promowali naukę w różny sposób czy to radiowy, czy to za sprawą wykładów w szkołach. Tym razem Leonard miał wypromować uczelnię, w której jest zatrudniony, właśnie w radiu. Pomysł z problemami Hofstadtera w pracy w związku z wywiadem wydał mi się świetny na dłuższą historię. Tego przecież brakuje serialowi, zwłaszcza że narzekałem w tamtym tygodniu, jak to u niego i Penny nic się nie dzieje. Obawiam się jednak, iż to nie będzie żaden dłuższy wątek.
To, co zostało przedstawione widzom w recenzowanym epizodzie pozostawia trochę do życzenia. Żarty, jak już się pojawiają, nie są złe, ale cały zamysł z martwą nauką i lekką depresją jaka w związku z tym ogarnęła chłopaków nie wyszedł dobrze. Chyba w zamierzeniu miało być trochę sentymentalnie, ale mimo wszystko przykro się patrzyło na przygnębionych, użalających się nad sobą bohaterów. Poza tym strach Howarda dotyczący dzieci wyszedł tym razem źle. Całość ratowały żarty z alkoholu inspirowanego uniwersum Star Treka, scena na cmentarzu oraz spotkania z dyrektorem Caltechu.
Amy i Bernadette stanowiły zaś tylko tło dla reszty ekipy. Plus za nie powielanie schematu grup Sheldon i Leonard oraz grupa Howarda, ale dziewczyny nie miały nic ciekawego do roboty. Przekonały się tylko, że mężczyźni nie interesują się ich życiem zawodowym. Chcąc też wejść w ich skórę, zaczęły się na zmianę przechwalać, co kończy się dąsami. Nie było to może zbyt udane, ale nie mogę powiedzieć, by ten wątek jakoś szczególnie irytował. Najgorsze w tym wszystkim było ukazanie Sheldona w taki sposób, jakby nie wyciągnął wniosków z poprzedniego odcinka.
Coś się zmieniło w
The Big Bang Theory. Na pewno brak temu tytułowi świeżości i oryginalności, ale chyba jest lepiej niż ostatnio. Trzeba jednak potwierdzić ten trend kolejnymi odsłonami, w końcu jedna (a w tym wypadku może nawet dwie) jaskółka wiosny nie czyni.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h