Póki co w ogólnym rozrachunku 11 sezon Teorii wielkiego podrywu prezentuje wyższy poziom niż trzy poprzednie. Znów parę razy zdarzyło mi się uśmiechnąć, choć jako całość epizod prezentował się co najwyżej przyzwoicie.
gW
The Geology Methodology stało się coś, o czym marzyłem od dawna. Raj zarówno mnie rozbawił, jak i nie sprawiał wrażenia żałosnego kolesia. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdarzyło mi się to napisać – jeżeli tak, to naprawdę dawno temu – ale jego wątek oglądało się najprzyjemniej od co najmniej trzech lat. Życzyłbym sobie, aby kolejne odcinki pozostawiały równie pozytywny obraz tej postaci w mojej głowie. Czas, by w końcu coś mu się w życiu udało.
Miałem spore obawy, gdy zobaczyłem, co twórcy wymyślili dla Hindusa. Kolejne spotkanie z przyjaciółką Bernadette – Ruchi – nie napawało optymizmem. Nadal nie mogę wyrzucić z głowy tego, jak beznadziejnie przedstawiono wcześniejsze wydarzenia z udziałem tej dziewczyny. Jednak teraz wyszło nadspodziewanie dobrze. Raj nie zachowywał się dziwnie (czyli nie ubliżał sobie, by desperacko zdobyć serce kobiety), a nawet był zabawny (moment, w którym mówił o swoim doświadczeniu w związkach, świetny). W tym wypadku dobrze zadziałało wstawienie utworu
Almost Paradise i połączenie go z motywem przywołującym serial
Scrubs. Nie było to świeże, ale nie musiało być. Wolę, by piosenki w
The Big Bang Theory były używane w ten sposób. Przynajmniej nie psują mi całkiem przyjemnych utworów –
Happy Together, które było wykorzystane w poprzednim sezonie, zostało dla mnie stracone na wieki. Dlatego przyjmuję z radością, że nie musiałem dopisać kolejnej piosenki do listy „zniszczone przez TBBT”.
Trochę gorzej wyszedł wątek Sheldona – głównie przez występ znienawidzonej przeze mnie postaci Berta. Niestety, geolog nadal mnie nie przekonuje i z chęcią pomijałbym każdą scenę z jego udziałem. Sam występ Sheldona również nie zaliczał się do udanych. Mam wrażenie, że
Jim Parsons nie czuł się dobrze, grając w tej odsłonie. W niektórych scenach raził sztucznością. Szczególnie rzuciło mi się to w oczy, gdy próbował przekonać Berta, by znów wspólnie pracowali. Zapewne również przez łysego naukowca nie doceniłem końcówki. Rozumiem zamysł, ale po prostu mnie to nie rozśmieszyło. Podobny trik widziałem już kiedyś w przywołanej produkcji o lekarzach. Poza tym w wątku Raja piosenka oraz motyw z wiatrem lepiej pasowały do sytuacji, a w dodatku cały kontekst był bardziej komiczny.
Na oddzielny akapit zasługują dziewczyny z głównej obsady. W zasadzie było ich bardzo mało w siódmym odcinku. Najczęściej na ekranie pojawiała się Penny i właśnie jej występ był naprawdę niezły zarówno podczas rozmowy z Sheldonem, jak i Rajem. Gdy twórcy pokazali ją w jej naturalnym środowisku – udzielania rad nerdom, a nie w nudnym związku z Leonardem, potrafi być nawet fajną postacią. Amy była obecna tylko po to, by dać kolejną życiową lekcję swojemu narzeczonemu, a Bernadette staje się już całkiem matką Howarda. Tej ostatniej odpuszczę, gdyż
Melissa Rauch faktycznie jest w ciąży, więc twórcy mają ograniczone pole manewru w budowaniu dla niej wątków. Poza tym rozmowa chłopaków na stołówce o jej przemianie wyszła OK.
Teoria wielkiego podrywu w zamierzchłej przeszłości prezentowała znacznie wyższy poziom. Jednak w nie tak dawnej prezentowała niższy. Najważniejsze, że da się to oglądać bez uczucia zażenowania, a czasem nawet można się uśmiechnąć. Oczywiście jest to najważniejsze dla fanów, którzy oglądają produkcję z sentymentu, ponieważ niektórych tytuł wciąż bawi, co potwierdzają także wyniki oglądalności.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h