Teoria wielkiego podrywu (The Big Bang Theory") to serial, którego siła tkwi w świetnym operowaniu popkulturą oraz znajomości środowiska geeków i nerdów. Chociaż raczej wypadałoby powiedzieć – tkwiła. Mimo iż za nami już 5 odcinków 8 sezonu, wciąż trudno rozpoznać w tej produkcji sitcom, który udanie bawił nas w 7 poprzednich seriach. W pierwszych 4 odcinkach działo się niewiele, scenarzyści w zasadzie bisowali stare numery, czyli problemy Amy z Sheldonem, charakterek Bernadette oraz pokręconą relację Penny i Leonarda. Nic poza tym, a nawet to, co otrzymywaliśmy, było mało ciekawe.
W ostatnim epizodzie widać lekką poprawę. Wystarczyło na chwilę rozdzielić pary i dać chłopakom wolny wieczór, a ci momentalnie wrócili do bycia sobą, czyli na przykład dyskusji o paradoksach czasowych z Powrotu do przyszłości II czy wytykaniu błędów Billowi Murrayowi z Pogromców duchów. Jasne, to wciąż nie ten poziom co kiedyś, ciągle brakuje błysku i świeżości, ale przynajmniej na moment serial wrócił na właściwe tory.
[video-browser playlist="633070" suggest=""]
Z każdym kolejnym odcinkiem coraz bardziej zastanawiać może jednak kwestia, czy powrót do starej formy wciąż jest możliwy. Wbrew pozorom odpowiedź może być twierdząca – wystarczy pomyśleć, jak wiele możliwości dawał pomysł, aby Howard, Leonard, Raj i Sheldon byli współwłaścicielami sklepu komiksowego. Fakt, że ten wątek został bardzo szybko ucięty, świadczy jednak o tym, że być może scenarzyści nie tyle się wypalili, co wybrali dla serialu inną ścieżkę. Widać, że mocno stawiają na pchanie do przodu wątków obyczajowych, wyraźnie odcinają się też od opowieści o grupie geeków, przekształcając Teorię… w historię grupy przyjaciół. Co, przynajmniej na chwilę obecną, nie daje dobrych rezultatów. (I nie pomagają nawet takie chwyty jak wciskanie Penny w bikini.)
Czytaj również: "Teoria wielkiego podrywu" - Kara Luiz jako kuzynka Howarda
Smutno to przyznać, ale Teoria wielkiego podrywu nie jest już najśmieszniejszą obecnie emitowaną produkcją telewizyjną, a na kolejne odcinki czeka się nie tyle z ekscytacją, co ze zgrozą.