Dwa pierwsze odcinki serialu The Terror zaimponowały klimatem grozy, dbałością o szczegóły i doskonałym odzwierciedleniem historii znanej z książki Dana Simmonsa. I jeżeli ktoś myślał, że nastąpi zwolnienie akcji po tak udanym początku, to się grubo pomylił, ponieważ trzeci epizod przynosi jeszcze więcej niespodziewanych, żeby nie powiedzieć - szokujących wydarzeń. Na to miano na pewno zasługuje śmierć kapitana Franklina, który kreowany był na głównego bohatera Terroru, bo nawet mieliśmy okazję oglądać z nim retrospekcje. Jego poważne spięcie z Crozierem dawało widzom nadzieję na duże emocje i kolejne zaognione konfrontacje między nimi w przyszłości, które byłyby świetnym motorem napędowym fabuły. Obaj aktorzy zagrali w tej scenie z wyczuciem, choć to Ciarán Hinds miał większe pole do popisu, co wykorzystał z nawiązką. Z jednej strony szkoda, że tak szybko musimy się pożegnać z Franklinem, ale z drugiej jest to jak najbardziej zgodne z książką. Do tego duże wrażenie robi to, jak dobrze przeniesiono z kart powieści do serialu tę makabryczną śmierć, ponieważ była naprawdę przerażająca. I nawet niepotrzebna była osłona nocy, aby porządnie nastraszyć widzów. Strach myśleć, co będzie dalej, gdy nadejdzie noc polarna! Ale nie byłoby takiego efektu grozy, gdyby pokazano stwora w całej okazałość i rozpiętości. To prosta zagrywka twórców, ponieważ będzie dłużej trzymać widzów w niepewności, czy stworzenie jest rzeczywiście potworem, czy może jednak niedźwiedziem polarnym. Do tego jeszcze ciekawi, jaki związek ma on z Lady Ciszą, której w końcówce przyniósł świeże mięso. Co prawda Eskimoska nie jest tak nieprzeniknioną osobą, jak w książce, ale za to jej strach przed stworem potrafił się udzielić widzom. Jednak nie przekonuje mnie jej nagłe zaniemówienie, które jest z wyboru, jakby po prostu obraziła się na marynarzy. Natomiast nie zmienia to faktu, że serial kontynuuje budowanie napięcia i poczucia zagrożenia, nie tylko ze strony ewentualnych sił nadprzyrodzonych, ale też warunków, w jakich utknęły na lodzie załogi Erebusa i Terroru. Przymarzająca luneta do powieki Croziera czy skrzypiący pod butami śnieg wzmagają uczucie mrozu, przez co atmosfera staje się coraz chłodniejsza i to nie tylko ze względu na oziębłe stosunki między kapitanami. Terror z tym arktycznym klimatem i tak wywoływałby ciarki na plecach, nawet bez stwora czyhającego pomiędzy zwałami lodu. Poza niezwykle interesującym wątkiem Franklina, a także Croziera, który szybko przejrzał na oczy, że trzeba pomyśleć o ratunku dla statków, oglądaliśmy również rozwijającą się historię Hickeya i Irvinga. Ich konflikt wypada blado przy dwójce kapitanów, przez co nie czuć większych emocji czy poważnej groźby którejś ze stron. Podobnie rzecz się ma z kłótnią z Gibsonem. W obliczu dramatycznych wydarzeń w tym odcinku te wątki pozostały w tle, ale i tak zajęły trochę za dużo czasu antenowego. Jednak na pewno dobrze nakreśliły nam osobę złośliwego Hickeya. Serialowi potrzebna jest taka postać, która mąci w szeregach marynarzy i ma własne cele oraz żądze, ponieważ staje się on bardziej interesujący. A Adam Nagaitis wywiązuje się ze swojej roli znakomicie. The Ladder to kolejny świetny odcinek Terroru, gdzie nie brakowało momentów zaskoczenia, grozy, makabry czy smutku, gdy marynarze zaśpiewali pieśń dla zmarłego tragicznie Franklina. Wciąż cieszy pełna napięcia atmosfera, gdzie wyczuwa się obecność stwora, co dodaje kolejnych emocji. Historia coraz bardziej wciąga, a do tego twórcy naprawdę świetnie oddają klimat książki. Miejmy nadzieję, że również za tydzień nie spuszczą z tonu, bo przyjemność z oglądania Terroru rośnie z każdym odcinkiem!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj