Nowy odcinek The Terror skupił się na psychologicznym aspekcie całej ekspedycji, więc tym razem mieliśmy więcej dialogów między bohaterami, które zostały również dobrze napisane. Już w pierwszych scenach bardzo obrazowa opowieść Blanky’ego przykuwała uwagę, ale to świetny i bardzo przekonujący w swojej roli Ian Hart nadał jej niepokojącą atmosferę. Podobnie absorbowała historia Jopsona, którą opowiadał Crozierowi, bo ciekawiło jej zakończenie. Może mniej klimatycznie wypadła rozmowa między Collinsem i doktorem Stanleyem, ale za to potwierdziły się słowa Blanky’ego, że trzeba dbać o nastroje załogi, bo mogą przynieść zgubne skutki. Twórcy przyłożyli się do przedstawienia psychologicznej strony całej historii i to w mądry, a nie łopatologiczny sposób, co podnosi jakość serialu. Kulminacją tego aspektu był karnawał zorganizowany przez marynarzy, który różnił się od tego przedstawionego w książce Dana Simmonsa. Co prawda w powieści cała sytuacja była bardziej dramatyczna, psychodeliczna i upiorna, ale wersja serialowa za to dobrze wpasowała się do tego odcinka Terroru i jego psychologicznej strony. Dużym zaskoczeniem było podpalenie się doktora, bo prędzej spodziewalibyśmy się podobnego czynu ze strony Collinsa. Cały epizod był budowany pod to wydarzenie, aby podkreślić fakt, że nigdy nie wiadomo, co siedzi w głowach ludzi wystawionych na ekstremalne warunki. Poza tym pożar na terenie karnawału wyglądał niezwykle efektownie, groźnie i bardzo realistycznie. Emocji tu nie brakowało ze względu na ogarniającą marynarzy panikę, którzy nie mogli wydostać się z terenu karnawału. W rezultacie niepotrzebna była nawet obecność bestii w tym odcinku, aby rozemocjonować widzów i przyspieszyć bicie serca z powodu dramatycznych wydarzeń. Co prawda stwór pojawił się na chwilę, ale głównie dlatego, że przyzwała go Eskimoska, która teraz faktycznie zasługuje na miano Lady Ciszy. A do tego ten wątek stał się jeszcze bardziej tajemniczy, po rytualnym odcięciu języka. Ale nawet nie licząc agresywnego Tuunbaqa i pożaru, sytuacja marynarzy staje się coraz bardziej dramatyczna. Jedzenie w puszkach powoduje zatrucie ołowiem, następuje racjonowanie żywności, szkorbut nie oszczędza nawet Fitzjamesa, a teraz zginęli niemal wszyscy lekarze. Trudno nie współczuć załogom. Można też zacząć się zastanawiać, czy ktokolwiek przetrwa nadchodzą wędrówkę. Ta myśl na pewno też będzie trzymać widzów w niepewności do samego końca sezonu. Szósty odcinek Terroru miał ponurą i depresyjną aurę, a także był bardzo przytłaczający. Chwilowy zastrzyk pozytywnej energii dała jedynie płomienna przemowa Croziera, który powoli wraca do formy po odwyku. Miejmy nadzieję, że podobnie jak w książce rozwinie skrzydła w dalszej części historii. Bardzo klimatycznie wypadła również scena z końcówki, gdy słońce schowało się za horyzont, co było jakby metaforą podupadającej nadziei na ocalenie. Czyżby słowa Goodsira, że będzie już tylko gorzej miały się ziścić? Przekonamy się w kolejnych odcinkach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj