Premierowe dwa odcinki Terroru, który powstał na podstawie książki Dana Simmonsa, wyjątkowo dobrze wprowadzają do historii wyprawy dwóch statków podróżujących przez mroźne i niebezpieczne rejony Arktyki. Nie zawiodą się ani czytelnicy, ani widzowie oczekujący klimatycznego serialu grozy. Oceniam ze spojlerami.
The Terror powstał na podstawie bestsellerowej książki o tym samym tytule autorstwa Dana Simmonsa, który sfabularyzował historyczne wydarzenia ekspedycji dwóch statków poszukujących przeprawy do Chin oraz Indii prowadzącej przez lody Arktyki. Powieść o zmaganiach marynarzy w nieludzkich warunkach stanowiła idealny materiał na serial, więc nie dziwi, że doczekaliśmy się jej ekranizacji i to jeszcze tak udanej. Losy załóg Erebusa i Terroru poznajemy w sposób chronologiczny, co różni się od książki, ale sprawia, że fabuła jest bardziej przejrzysta dla widzów. Ważne też, że dzięki temu twórcy mogą swobodnie budować atmosferę napięcia oraz grozy, które narastają z odcinka na odcinek. Ponadto ułatwia to rozeznanie, które postacie są ważne dla fabuły, co w książce wcale nie było takie oczywiste. Do tego retrospekcje wzbogacają relacje między bohaterami, a przede wszystkim między Franklinem i Crozierem, co dodaje smaczku i zrozumienia. Jednak tym, co najbardziej rzuca się w oczy, jest niebywała wierność serialu względem powieści. Imponuje, jak wydarzenia pokazane w pierwszych dwóch odcinkach są znakomicie odwzorowane, jak choćby przebieg wyprawy Goodsira i reszty załogi. I do tego jeszcze nic nie straciły ze swojej głębi. Można się z tego tylko cieszyć i przyklasnąć w uznaniu.
Jednak gdyby nie świetnie dobrana obsada, to ten efekt nie zostałby osiągnięty. W rolach kapitanów statków doskonale sprawują się Ciarán Hinds i Jared Harris. Obaj grają fantastycznie, budząc szacunek godny komandorów, ale jednak to aktor wcielający się we Franklina góruje nad postacią Croziera, co też jest wartościowe. Wyróżniłabym również Paula Ready’ego i Adama Nagaitisa, którzy również idealnie pasują do ról Goodsira i Hickey’ego. Warto też zwrócić uwagę, jak twórcy sprytnie nakreślają widzom te postacie różnymi detalami. Już po pierwszy dwóch odcinkach możemy opisać Franklina, jako dumnego, pewnego siebie i pobożnego człowieka, Crozier to rozsądny, twardo stąpającym po ziemi Irlandczyk niestroniący od alkoholu, a Hickey to niebezpieczny cwaniak, na którego trzeba uważać. Po tych epizodach wyklarowali nam się bohaterowie, którzy nie są nijacy, a jeszcze kilku odegra ważne role, mimo że zostali tylko przelotnie przedstawieni.
Twórcom udało się też zachować ten mroźny, a zarazem mroczny klimat książki. Patrząc na zziębniętych marynarzy oraz na zimowe warunki wokół uwięzionych w lodzie statków, aż ciarki przechodzą z zimna. Podobać się może również dbałość o szczegóły, gdzie na przykład słychać odgłosy statku czy furczącego wiatru, co wzmaga uczucie nie tylko chłodu, ale też grozy rodem z horroru. Bo Dan Simmons nie tylko odtwarza prawdopodobny przebieg wydarzeń tej wyprawy z połowy XIX wieku, ale również dodaje elementy fikcyjne i nadprzyrodzone. Już w drugim odcinku zobaczyliśmy przerażające sceny, gdy ekspedycja Goodsira została zaatakowana przez stworzenie przypominające na pierwszy rzut oka niedźwiedzia polarnego. Na szczęście twórcy nie zdecydowali się go pokazać w całej okazałość, bo po pierwsze, nie warto na samym początku odkrywać wszystkich kart i psuć atmosferę strachu, a po drugie, jednak to najbardziej ryzykowna część historii, która zdecyduje o końcowym odbiorze serialu. Na razie stwór zaskoczył mocnym, wręcz makabrycznym wejściem, ale i tak w tej scenie zabrakło emocji, powodujących, że włosy stają dęba z trwogi. Lepiej za to wyszły sceny śmierci Younga, który w ostatnich tchnieniach miał niepokojące zwidy.
Terror, jak już wcześniej wspomniałam, wiernie opowiada historię z książki, a niektóre sceny są wręcz kalkami rozdziałów, co wcale aż tak dobrze nie wpływa na płynność fabuły. Niewątpliwie wiele się dzieje na przestrzeni obu odcinków, co sprawia, że widz nie ma prawa się nudzić, ale pewne wydarzenia wydają się trochę na siłę i w pośpiechu wprowadzone, jak choćby przyłapanie dwóch mężczyzn w ładowni przez Irvinga. Na razie to nie przeszkadza w oglądaniu serialu, ale takie „odhaczanie” wątków później, może przynieść negatywne skutki i niższy poziom emocji. Również nie jestem przekonana, czy potrzebne były sceny z początku pierwszego odcinka, które można określić epilogiem, ponieważ zdradzają zbyt dużo informacji. Natomiast czytelników może razić też fakt, że Eskimoska okazała się bardzo gadatliwą osobą, a nie bez powodu była nazywana Lady Ciszą. Twórcy pozbawili się tym samym elementu, który także wzmagał zainteresowanie wobec tej tajemniczej kobiety, jak i jej ludu. Miejmy nadzieję, że w zastępstwie tego wymyślili ciekawszy motyw, który ubarwi serial.
Pierwsze dwa odcinki Terroru na pewno nie zawiodły oczekiwań i usatysfakcjonowały zarówno czytelników, jak i widzów, którzy nie sięgnęli po książkę. Serial posiada wyjątkowy, mroźny klimat, a aktorzy nie ograniczają się do czytania dialogów, lecz tworzą pełnowymiarowe postacie. Wysoki budżet zapewnił również dobre efekty specjalne, które możemy podziwiać choćby w podwodnej scenie usuwania lodu, oraz dał możliwość twórcom do jak najlepszego odwzorowania wyprawy, pokładów statków, kostiumów czy zagrożeń czyhających na marynarzy. Przede wszystkim historia ekscytuje i intryguje, jak potoczy się dalej. Te dwa odcinki dały pewność, że mamy do czynienia ze znakomicie zapowiadającym się serialem, który warto obejrzeć!