The Enemy Within to serial z naprawdę atrakcyjnym i ciekawym konceptem. Oto Erica Shepherd, wysoko postawiona agentka CIA, która została oskarżona o zdradę. Trzy lata później rząd potrzebuje jej pomocy, by znaleźć terrorystę, z którym pracowała. Takim sposobem dostajemy punkt wyjścia do historii, która ma klarownie zaakcentowany motyw przewodni w postaci zagrożenia terrorystycznego. Obok tego najwyraźniej będą też elementy proceduralowe, czyli rozbijanie siatki tysięcy szpiegów na terenie USA, pracujących z tymże czarnym charakterem Nie można odmówić sprawnego budowania potencjału na sezon, który może dobrze łączyć wątki pojedynczych odcinków z większą historią. Sam pomysł wydaje się atrakcyjny i interesujący. Przez cały odcinek budowana jest atmosfera grozy wokół Eriki (w tej roli Jennifer Carpenter), która nawet raz jest porównana do Hannibala Lectera. Widzimy, że jest ona świetna w tym, co robi, a cała otoczka tworzona jest przez jej status społeczny. Proces i skazanie jej za zdradę było bardzo publiczne, więc nie ma co się dziwić podejścia do jej osoby. I ta postać jest wbrew pozorom największym problemem The Enemy Within. Niepewność dotycząca moralności Eriki i tego, co nią kieruje jest intrygująca, bo nie wiemy, czemu zdradziła, czy jest zła i jakie kierują nią motywacje. Twórcy popełniają błąd , wybielając tę postać z wszelkich win. Zdradziła USA, bo terrorysta groził śmiercią jej córce. Erica okazuje się dobra, szlachetna, a agent FBI (Morris Chestnut), pół odcinka nienawidzący ją za skazanie na śmierć jego narzeczonej, teraz wręcz się wzruszył, uronił łzę i uwierzył jej, bo tak. My jako widzowie nie mamy żadnych złudzeń, że to prawda, a przez to cała atrakcyjność konceptu, została wyrzucona do kosza. Duet głównych bohaterów to ostatecznie agenci rządowi bez skazy, którzy w obliczu tych informacji, na tę chwilę nie wzbudzają sympatii i stają się strasznie nijacy i bezosobowi. Zwiastuny zapowiadały coś fascynującego pod tym względem, ale twórcy to zmarnowali. Odcinek szybko okazuje się dość nierówny. Ciekawa historia, budowany potencjał i zagrożenie terrorystyczne z jednej strony. Banały i różnego rodzaju głupotki z drugiej strony. Chyba największą jest kwestia ucieczki Eriki od dentysty podczas robienie prześwietlenia szczęki. Totalny absurd, jak wystarczyło rozwalić okienko i po prostu sobie wybiec. Mamy do czynienia z najpilniej strzeżoną kobietą w kraju skazaną za zdradę, którą lekceważąco strzeże tylko jeden agent. A dalej jest gorzej, bo przez pięć minut się wszyscy zastanawiają, gdzie mogła uciec, a tu bum, olśnienie, na pewno poszła do córki do szkoły. Oczywistość. Nie lubię, gdy seriale po raz kolejny robią z agentów służb federalnych głupców. Zbyt dużo naciągnięć, pójścia na skróty i absurdalnej prostoty, która odziera tę produkcję z jakiejkolwiek wiarygodności. The Enemy Within ma potencjał na naprawdę dobry, ciekawy i trzymający w napięciu serial. Pierwszy odcinek jednak nie spełnia roli, by do niego zachęcić. Wskazuje na poszczególne elementy, nie dając atrakcyjnej całości. Kolejne odcinki okażą się kluczowe dla tego, jaki ma być The Enemy Within i czy warto poświęcić czas.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj