Debiut istoty nastąpił pod koniec szóstego odcinka drugiej serii. Było to tylko mignięcie, ale pozostawiło piorunujące wrażenie. W ogóle wydarzenia na Ganymede to kolejny motyw, który przejdzie do klasyki telewizyjnego science fiction. Marsjanie, Ziemianie, niezidentyfikowany dron, zakłócenia łączności i w końcu rzeź. Całość została tak dobrze zrealizowana, że widz jeszcze przez kilka minut po ostatniej scenie, nie jest w stanie się pozbierać, analizując to, co przed chwilą widział. Całość jest tak piękna wizualnie, że podczas tych ostatnich scen, każdy fan krwistego science fiction powinien czuć się wniebowzięty. Dzięki tym wydarzeniom na pierwszy plan wreszcie powraca Bobbie Draper. W siódmym odcinku jesteśmy świadkami pokłosia zaskakujących wydarzeń z poprzedniego epizodu. Marsjańska marine, będąca w szoku po przerażających wydarzeniach, próbuje przekonać zwierzchników do swojej wersji wydarzeń. W końcu lepiej poznajemy Bobbie. Wiele osób zarzucało tej postaci brak logicznego myślenia i zbyt prostolinijną naturę. Teraz, gdy dowiadujemy się trochę więcej o jej osobie, trzeba przyznać, że stanowi ona jedną z ciekawszych osobowości w serialu. Oczywiście duża w tym zasługa książkowego pierwowzoru, gdzie postać Bobbie Draper została nakreślona w wyczerpujący sposób, jednak jej telewizyjną wersję przedstawiono również zadowalająco. Warto też zauważyć, że aktorka ją portretująca pasuje do roli idealnie. Niestety nie można tego powiedzieć o artystce wcielającej się w Chrisjen Avasaralę. Mam wrażenie, że twórcy, angażując Shohreh Aghdashloo, popełnili dość duży błąd castingowy. Aktorka operuje nieznośną manierą, która sprawia, że każda jej dłuższa wypowiedź jest pompatyczna, nienaturalna i pretensjonalna. Można odnieść wrażenie, że odtwórczyni nie czuje swojej roli, albo wręcz przeciwnie, chce w nią wejść tak głęboko, że zapomina o umiarze i finezji aktorskiej. W szóstym odcinku drugiej serii, mamy poruszającą scenę, w której Chrisjen w niewybrednych słowach podczas długiego monologu grozi Errinwrightowi. Aghdashloo wyraźnie przeszarżowała ze swoją interpretacją gniewu Avasaralii. Finalnie nie wyszło to za dobrze. Spróbujmy sobie wyobrazić tę scenę w wykonaniu Mary McDonell jako prezydent Roslin z Battlestar Galactica. Patos i manieryzmy ustępują miejsca pasji i dramatycznym emocjom. Kunszt aktorski jednak robi różnicę. Kolejną postacią, która odgrywa bardzo ważną rolę w omawianych odcinkach, jest powracający po długiej nieobecności Anderson Dawes. Razem z nim na scenę wchodzi polityka, tym razem ta mniejsza i bardziej przyziemna. Dawes, będący całkiem nieprzyjemnym typem, włącza się w rozgrywkę między Ziemią i Marsem, atakując przy tym pozycję Freda Johnsona jako domniemanego przywódcę Pasiarzy. Finalnie dochodzi między panami do konfrontacji, która kończy się podstępnym fortelem Andersona. Wątek ten, jak na polityczną grę przystało, wnosi do serialu wiele nowych skomplikowanych układów, wpływów i machinacji. Do tej pory drugi sezon był wolny od tego typu motywów. Polityka jednak jest nieodzowną częścią fabuły The Expanse, dlatego tak ważne jest stworzenie nowej, realistycznej rzeczywistości w momencie, gdy Pasiarze są w posiadaniu zarówno (pośrednio) protomolekuły, jak i głowic nuklearnych. Po niespodziewanym odejściu Joe Millera, niezaprzeczalnym, pierwszoplanowym bohaterem stała się cała załoga Rocinante. Tworzą oni ciekawy zespół, ale potrzebują jeszcze wyraźniejszego nakreślenia głębi psychologicznej. Postacią najciekawszą wydaje się na tym etapie Amos – osiłek z pewnymi problemami. Zarówno James, Alex, jak i Naomi są jak na razie zbyt płytcy emocjonalnie, aby przejąć pałeczkę po Joe Millerze i zostać interesującymi protagonistami. Na poziomie fabularnym jednak nie ma tutaj żadnych spłyceń i mielizn. Od czasu Battlestar Galactica nie było tak rozbudowanej i skomplikowanej opowieści science fiction w telewizji. Prawie w każdym odcinku twórcy dodają coś nowego do historii. Oprócz głównego wątku dostajemy co jakiś czas również takie perełki jak retrospekcja, pokazująca Solomona Epsteina wynajdującego napęd mający zmienić wszechświat w The Expanse. Najważniejsze pytanie, które ciśnie się na usta po obejrzeniu szóstego i siódmego odcinka dotyczy istoty, która właśnie się ujawniła. Nie mamy jednak pewności, czy postać widziana przez Bobbie to rzeczywisty kosmita. Być może jest to jakiś rodzaj zaawansowanej technologii, a może to kolejny wytwór protomolekuły. Ci, którzy czytali literacki pierwowzór, zapewne znają odpowiedź na to pytanie. Pozostali szczęśliwcy będą mieli możliwość razem z bohaterami The Expanse delektować się tajemnicami i zagadkami, w cotygodniowych odstępach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj