The Flash kierowany jest do widza młodego, i to wyraźnie. Zdaje się czerpać z historii o Spider-Manie według Sama Raimiego, co widać w narracji głównego bohatera, podobnej do tego, co w filmach o Człowieku-Pająku robił Toby Maguire. I nie jest to wada, pod tym względem produkcja broni się dzięki świetnemu obsadzeniu tytułowego herosa – Grant Gustin pozostaje najmocniejszą stroną serialu, ma w sobie odpowiedni luz, a jego głos z offu jest całkiem sympatyczny.
[video-browser playlist="632986" suggest=""]
Poza tym? Poza tym jest źle, coraz gorzej. Zauważyliście, że już po raz trzeci serwuje nam się ten sam schemat? Flash i spółka wpadają na trop metaczłowieka. Flash rusza jego tropem / wpada na niego i podczas pierwszego starcia dostaje łupnia. Wraca do kolegów lizać rany, wspólnie coś pogłówkują, po czym następuje drugie starcie. Uzbrojony w podpowiedzi drużyny heros (najczęściej potrzebujący przypomnienia owych rad w trakcie walki) tryumfuje. Po jakimś czasie z ukrycia wychodzi kolejny meta (dlaczego robią to po kolei? dlaczego nie pojawia się dwóch czy trzech naraz?). Schemat się powtarza. Mało tego, widoczna jest olbrzymia niekonsekwencja, jeżeli chodzi o zdolności głównego bohatera, który wspomnianego łupnia w ogóle dostać nie powinien – bo jak to jest, że szybko biega, szybko atakuje, uderza, potrafi poruszać się z taką prędkością, że cały świat wokół zdaje się stać w miejscu, ale gdy jakiś superłotr chce zadać mu cios, Flash czeka grzecznie i przyjmuje go na szczękę? Czy ktoś mi wytłumaczy, jak niemal każdy jest w stanie sprzedać sierpowego najszybszemu człowiekowi świata? Przecież wedle jego standardów powinien mieć całe dni na reakcję! Dzięki swojej szybkości Flash jest jednym z najpotężniejszych komiksowych herosów, bo jest w stanie kopać tyłki z taką prędkością, że nie licząc Supermana, nikt inny nawet by się nie zorientował, iż właśnie w owe cztery litery dostaje – tymczasem w serialu tego nie widać. Irytujące.
Zobacz również: Obejrzyj cały miniserial "Judge Dredd: Superfiend"
Najgorszy jest jednak schemat "metaczłowiek tygodnia" – The Flash sprawia wrażenie, jakby kolejne odcinki różnić miał tylko i wyłącznie złoczyńca, który raz będzie kontrolował pogodę, raz tworzył kopie samego siebie, a kiedy indzie zamieniał się w trujący gaz. Obowiązkowo musi to być podejrzanie wyglądający chudzielec, obowiązkowo musi być zły (zmieniły się same łotry?), obowiązkowo nudny i bez wyrazu. Jasne, historie te ogląda się przyjemnie, są takie miło rozrywkowe i sympatyczne, jak Barry Allen / Flash, ale na długo tej sympatyczności nie wystarczy, jeżeli scenarzyści będą serwować nam bliźniacze odcinki, jak było z 2. i 3. epizodem 1. sezonu.