Tym razem na zadanie domowe młode talenty dostały "Need You Now" grupy Lady Antabellum, utwór, który niespełna rok temu zdobył aż cztery nagrody Grammy. Spore wyzwanie, bo i kawałek bardzo dobry, jak i też trudny do wykonania. I nie wszyscy mu sprostali - pod względem wokalnym było całkiem nieźle, ale aktorskim już nie do końca. Część występów wydawała się być wymuszona, mnie osobiście na przykład nie podobali się Matheus i Alex. Za to z całym szacunkiem dla Camerona - czy ktoś powiedział mu, że Glee to nie tylko śpiewanie, ale także granie wykreowanej przez scenarzystów roli? Już zwykłe trzymanie się za ręce jest dla niego krępujące...

Największą niespodzianką odcinka okazuje się być teledysk, a właściwie teledyski - każda para (uczestnicy są jednak w nowych konfiguracjach w stosunku do zadania domowego) będzie nagrywać swój własny klip i mieć własną piosenkę.

Matheus i Damian mieli okazję zabłysnąć w "The Lady is a Tramp" z musicalu "Babes in Arms" i... zabłysnęła tylko połowa tego męskiego duetu. Dla Irlandczyka to chyba idealny repertuar, bo to jego najlepszy występ w tym programie, Matheus zaś wypadł przy nim wyraźnie słabiej. I to chyba przez niego obaj wylądowali w najgorszej trójce (wyjątkowo składającej się nie z trzech osób, ale duetów).

Hannah i Alex całkiem nieźle wykonali "Nowadays" z "Chicago", choć mam wątpliwości co do tego drugiego - niestety zupełnie nie imponują mi faceci, którzy przebierają się za kobiety. Jego głos jest niesamowity, może nawet kobiecy, owszem, ale takie zagrania dla mnie są zupełnie niepotrzebne. Tym bardziej, że w perukach i on, i Hannah, wyglądali co najmniej kuriozalnie. Najlepszym teledyskiem poszczycić się mogli zwyciężczyni zadania domowego, Marissa, oraz Samuel. Ich "Don't You Want Me" wykonywane niegdyś przez Human League, było po prostu perfekcyjne. Fantastyczne występy pod względem wokalnym i aktorskim ich obojga sprawiają, że nie da się ich nie lubić. Zaskakujący (przynajmniej dla jednej za stron) pocałunek stał się zaś wisienką na torcie.

W cieniu Marissy i Sama pozostali Linsdsey i Cameron, nie będę ukrywał, dwójka moich faworytów. Gdyby nie charakter tego drugiego, to oni byliby nawet najlepsi. "Baby It's Cold Outside" znakomicie się słucha, trochę gorzej ogląda - właśnie przez zbyt małe zaangażowanie emocjonalne Camerona. Dodatkowo pocałunek na końcu już zupełnie wybił chłopaka z rytmu i ten uciekł po radę do... mamy. Cóż, należy mu się szacunek za tak dobre relacje z rodzicami, ale nie wydaje mi się, żeby była to najlepsza decyzja pod względem budowania swojego wizerunku w telewizji. I jeszcze a propos wizerunku - po raz kolejny przedstawiono Lindsey jako czarny charakter, manipulatora, który robi innym na złość (np. niespodziewanie całując go). Problem w tym, że dziewczyna dostała od Erika White'a, reżysera teledysku, takie same wytyczne jak wcześniej Marissa - miała na koniec występu pocałować swojego partnera. Przyznał to Cameron na swoim blogu w Internecie, bo dziwnym trafem do samego odcinka ta scena się już niestety nie zmieściła.

W najgorszej trójce znalazło się w tym tygodniu dwa razy więcej osób niż zwykle, co poskutkowało trochę większym napięciem - w końcu dużo trudniej było przewidzieć, kto odpadnie. Ostatecznie padło na Matheusa i w moim mniemaniu, chyba słusznie. Spośród szóstki, która wystąpiła ponownie przed Ryanem to on był najsłabszy. Lindsey i Cameron wykonali "River Deep - Mountain High" wcale nie gorzej niż kiedyś małżeństwo Turnerów, a "Valerie" Alex i Hannah słuchało się z prawdziwą przyjemnością. I oglądało, bo Alex nie przebrał się w tym numerze za kobietę. Ryan może żałował, ja zdecydowanie nie.

The Glee Project już na półmetku, obsada znacznie się kurczy, niedługo zostaną sami najlepsi, z których wybór zwycięzcy na pewno nie będzie łatwy.

Ocena: 8/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj