Zasygnalizowany w openingu występ Carrie Preston od razu wywołał uśmiech u fanów wcześniejszej produkcji z uniwersum. Elsbeth Tascioni, grana przez wspomnianą aktorkę, to w końcu jedna z bardziej wyrazistych i najlepszych postaci, które w ogóle pojawiły się w oryginale. Teraz ulubienica widzów też nie zawiodła, wprowadzając dużo humoru oraz stanowiąc przeciwwagę do postaci Mike'a Krestevy. Sceny pomiędzy tą dwójką stanowią najmocniejszy punkt Stoppable: Requiem for an Airdate. Co tu dużo mówić – oby w przyszłości było ich więcej. Najnowszy epizod The Good Fight zaczyna się tak jak najlepsze produkcje. Maia niemal momentalnie konfrontowana jest z postacią graną przez Matthew Perry. Choć wątek młodej prawniczki w porównaniu do reszty postaci można uznać za marginalny, to znacząco popycha fabułę do przodu. Do tego daje widzom nowe spojrzenie na ojca bohaterki. Chyba nie jest on tak dobry, jak chciałaby jego córka. Rozwinięcie tej sprawy w zaprezentowany sposób cieszy, gdyż odcina się od wątku zaprezentowanego w The Good Wife. Wciąż widać tu podobieństwa, ale w tym momencie raczej nie powinno być możliwe odegranie tego samego schematu, co wcześniej. Średnio prezentuje się wątek Diane. Sposób, w jaki spotyka Neila Grossa (powrót kolejnej znanej postaci), wydaje się dość przypadkowy oraz naiwny. Może gdyby to nie działało na zasadzie: „spotykam znajomą prawniczkę, zasugeruję jej od razu przy moich obecnych reprezentantach, że jestem otwarty na przejście do nowej firmy bez zbędnych ceregieli”, może inaczej bym na to patrzył. A tak Diane po pięciu odcinkach staje na nogi, mając kartę przetargową w swoich rękach, dzięki czemu jej nazwisko pojawi się w nazwie firmy. Nie za szybko? Poza tym jej relacja z Kurtem też została średnio poprowadzona. Wolałbym, żeby te postacie nigdy się nie rozeszły, jeżeli ich relacja ma wyglądać w ten sposób. Mimo tych zastrzeżeń końcowa scena rozmowy z partnerami, gdy doświadczona prawniczka informowała o Chumchum oraz jej żądaniach, wyszła świetnie. „Sprawa tygodnia” jak zwykle stanowi mocny punkt odcinka. Dobrze, że tym razem wygrana sama w sobie nie była główną motywacją, by zainteresować się sprawą. W końcu zobaczyliśmy w akcji na sali sądowej Adriana, rolę pomocnicy jednak po raz kolejny odgrywała Lucca. Na razie  poza randkowaniem z Colinem ta bohaterka nie ma tak rozbudowanych wątków pozasądowych jak Maia albo Diane. Akurat w tej odsłonie można jej to wybaczyć, gdyż dzięki niej zatrudniona zostaje Elsbeth, co pozwala dość naturalnie wprowadzić znaną bohaterkę do spin-offu, ale na korzyść wyszłoby wyprowadzenie tej postaci z sali sądowej. A może tylko po twórcy jej w tej produkcji potrzebują? Cieszą delikatne nawiązania do Alicii, wiadomo, iż w pierwszym sezonie się nie pojawi, ale jestem ciekaw, czy scenarzyści mają jakiś pomysł na przedstawienie jej losów chociaż pozaekranowo. Mimo to takie smaczki są fajne dla fanów. Wciąż podtrzymuję zdanie, że pomimo wielu bohaterów znanych z oryginału, The Good Fight nadal jest produkcją przyjazną nowym widzom. Można mieć w tym aspekcie zastrzeżenia do twórców, gdyż zamiast wprowadzać nowe, równie dobre postacie, wykorzystują stare. Jeżeli jednak to oznacza tak przyjemną rozrywkę, co podczas seansu tego epizodu, nie mam nic przeciwko. Największą gwiazdą Stoppable: Requiem for an Airdate bez wątpienia była Elsbeth. Reszta mogłaby się zapewne dwoić i troić, lecz specyficzna prawniczka pomimo tego kradłaby każdą scenę dla siebie. Dobrze więc, że dostała dużo czasu ekranowego, szkoda jedynie, iż stało się to kosztem Lucci i Maii, ale ta pierwsza nieźle sobie radzi jako wsparcie na sali sądowej, a u drugiej nic szczególnie ciekawego się nie dzieje. Z tego można wysnuć wniosek, iż oparcie historii na trzech bohaterkach było błędem, ale twórcy mają jeszcze parę odcinków, by udowodnić nieprawdziwość tej tezy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj