Pomysł na The Greatest Hits jest doskonały i odświeżający, bo łączy wyobraźnię z dojmującym realizmem. Poznajemy młodą dziewczynę, która nie może pozbierać się po śmierci ukochanego. Za każdym razem, gdy słyszy pewną piosenkę, przenosi się do przeszłości – do miłości swojego życia. Brzmi intrygująco, prawda? Takim sposobem twórca stara się opowiedzieć o radzeniu sobie z traumą.  The Greatest Hits to filmo żałobie. Ten trud życia po traumie jest doskonale obrazowany, a problem odbudowania siebie na nowo stanowi o sile tej produkcji. Przedstawienie głównej bohaterki Harriet budującej nową relację z Davidem, który też stracił kogoś bliskiego, jest może dość uproszczone i podkręcone do ekstremum przez okoliczności, w jakich psychicznie znajduje się dziewczyna, ale to sprawdza się fantastycznie w formie metafory. Obserwowanie, jak na twarzy bohaterki znów pojawia się uśmiech, sprawia przyjemność i angażuje w historię.  Gdyby twórca pozostawił nam pole do własnej interpretacji wydarzeń, film byłby naprawdę niezłym dramatem z odpowiednio wyważonymi emocjami. Jednak gdy okazuje się, że podróże w czasie nie są halucynacją, całość trochę traci na znaczeniu. Choć pomysł jest oryginalny i dobry – w końcu przeżywając stratę, często wracamy do wspólnych chwil – przez powierzchowne podejście staje się pusty. Szkoda, bo kwestia przeznaczenia i dwóch połówek nie uderza w nas z taką siłą. Jakby The Greatest Hits w pewnym momencie zabrakło mocy, by postawić kropkę nad i.  Do tego twórca sam sobie trochę przeczy w kwestii podróży w czasie. Bohaterka za każdym razem przenosi się do danego momentu, więc w teorii może powtarzać go jak w pętli czasowej – znajduje się tam tak długo, jak trwa piosenka. W pewnym momencie mówi Davidowi, że nie może zmienić przeszłości, bo ma wpływ tylko na to, co ona robi. Jednak gdy nie idzie z nim na festiwal filmowy, zmienia również i jego historię. To nie jest spójne z tym, co twórca chce przekazać, i staje się pozbawionym sensu uproszczeniem. Niewiele wiemy o głównej bohaterce. To jednak świadoma decyzja, bo reżyser buduje audiowizualne doświadczenie, które ma przekazywać informacje za sprawą muzyki – dobrane utwory nie są przypadkowe, a ich teksty mówią, co się dzieje w fabule, i są nieźle dopasowane. Jednych dobór utworów zachwyci, innych znudzi. Jednak oparcie na tym fabuły daje efekt oryginalny i pomysłowy. Okazuje się, że w gatunku filmowym wciąż jest miejsce na świeże rozwiązania.
Fot. Materiały prasowe
+1 więcej
The Greatest Hits gwarantuje przyjemny, ale nie jakiś porywający seans, co świadczy o zmarnowanym potencjale. Być może reżyser za często opiera się na sentymentalizmie, ale pasuje to do koncepcji. Wiem też, że niektórzy chętnie obejrzą, jak David Corenswet, czyli przyszły Superman, prezentuje się na ekranie. Film jest poprawny i pomysłowy, ale ten ciekawy pomysł zasługiwał na coś więcej.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj