Nowy odcinek The Last of Us to jak na razie najspokojniejszy epizod z całego serialu HBO. To nie znaczy, że nie było w nim emocji. Oceniam.
Nowy odcinek
The Last of Us spokojnie prowadzi narrację i nie generuje ogromnego napięcia. Jednak oferuje bardzo ważną rzecz – pięknie rozwija relację Joela i Ellie. W końcu scenarzyści w pełni kształtują ich więź na zasadzie relacji ojca i córki. Mimo że nasi bohaterowie nie mają za wiele wspólnych scen, to te, które widzimy, są znakomite pod względem scenopisarskim i aktorskim. Zapewniają również spory ładunek emocjonalny.
Bella Ramsey i
Pedro Pascal ukazują w nich całą paletę emocji. Bezbłędnie oddaje to sekwencja rozmowy, w której Ellie oskarża Joela o to, że chce ją zostawić. Jak już wspominałem w poprzednich recenzjach, aktorski duet ma świetną ekranową chemię. I wspomniana scena jest kwintesencją tego stwierdzenia. To również doskonały przykład tego, jak wyśmienicie można przekazać widzowi (w jednym dialogu!) tak skrajne uczucia – nienawiść i troskę. Nowy odcinek ukazał, że aktorzy po prostu czują swoje postacie i ich obawy.
Cała seria
The Last of Us to tak naprawdę opowieść o rodzinie. Omawiany epizod jest mistrzowskim przykładem tego, jak twórcy świetnie wykorzystują rdzeń historii. Scenarzyści sprawnie rozwijają relacje – Joela i Ellie, ale również głównego bohatera z jego bratem. Mamy też wątek Tommy'ego, który układa sobie życie. Więź braci Miller została zaprezentowana w wyjątkowy sposób. Twórcy zestawili ze sobą dwa różne oblicza patrzenia na świat, czyli sceptycyzm i fatalizm Joela oraz ciągłe poszukiwanie nadziei przez Tommy'ego. Pedro Pascal i
Gabriel Luna, gdy wchodzili ze sobą w interakcje w poszczególnych scenach, byli znakomici. Cały czas dało się odczuć ogromne napięcie między nimi. Po prostu iskrzyło! Pięknie przekazała to sekwencja, w której Joel mówi Tommy'emu prawdę o Ellie. Luna bez zbędnych słów potrafił oddać w niej fakt, że działania Tommy'ego nie okazały się bezcelowe.
Nowy odcinek kontrastuje z tym, co widzieliśmy do tej pory. W poprzednich odcinkach poznaliśmy raczej to mroczne, okropne oblicze świata po apokalipsie. Omawiany epizod to obraz spokojnej społeczności, która żyje w pokojowych, wręcz sielankowych warunkach. Doskonale ograno zderzenie Joela i Ellie z nową rzeczywistością. Dobrze wyszło to, że na początku budowano atmosferę niepokoju (w scenie w chacie i spotkania jeźdźców na koniach). Dzięki temu późniejszy twist związany ze znalezieniem się w osadzie w Wyoming i starcie głównego duetu z bardziej pozytywną stroną apokalipsy miały większą moc. Problem w tym, że ten zabieg mógł tylko zadziałać na osoby, które nie znają oryginału. Widzowie, którzy grali w pierwowzór, od razu domyślili się, w którą stronę pójdzie historia i wobec tego wspomniana atmosfera nie udzieli im się z taką siłą, jak innym.
Odcinek zaoferował nam również całkiem zgrabnie zrealizowany cliffhanger. Zastanawiałem się, jak twórcy rozwiążą kwestię poważnego zranienia Joela, które będzie ważne w kolejnych epizodach. Myślałem, że odwzorują scenę z gry, ale się myliłem. Zabieg, który zastosowali, naprawdę mi się podobał. Przede wszystkim był bardzo dobrze wkomponowany w fabułę. Nie czuć było, że został zrobiony na siłę – tylko po to, aby pociągnąć historię do przodu – bo bardzo płynnie wyłonił się z opowieści. Sama sekwencja starcia z szabrownikami była naprawdę dobrze zrealizowana, w charakterystyczny dla serialu sposób, czyli bez żadnych fajerwerków. Po prostu przekazała maksimum treści i emocji. Siła produkcji HBO drzemie w tym, że twórcy nie silą się na widowiskowość.
Nowy odcinek
The Last of Us utrzymuje bardzo dobry poziom całego serialu – mimo tego, że epizod postawił raczej na stonowaną, spokojną narrację. Polecam.
Zobacz ten serial w Playerze!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h