Brawa twórcom The Last of Us należą się za to, że po raz kolejny postanowili rozszerzyć materiał źródłowy – bez straty dla historii i z wyjątkowym poszanowaniem oryginału. A chodzi o wątek matki Ellie. Ashley Johnson, która użyczyła swojego głosu Ellie w growym oryginale, bardzo dobrze wykorzystała swoje (dosłownie) pięć minut na ekranie. Aktorka potrafiła przekazać rozterki i ból swojej postaci, które wiążą się z tym, że już nigdy nie zobaczy nowo narodzonej córki. Sekwencja, w której musi pożegnać się z życiem, była bardzo mocna i przytłaczająca – mimo że tak naprawdę  na ekranie nie widzimy samego momentu jej końca. Twórcy znakomicie operują grozą gdzieś w tle. Bardzo dobrze napisany wątek, który wprowadza nas do odcinka. Brawa należą się również Belli Ramsey oraz Pedrowi Pascalowi. Przez ostatnie tygodnie obserwowaliśmy, jak rozwija się relacja Ellie i Joela – z czasem zaczęła przypominać więź między ojcem a córką. Omawiany epizod był doskonałym zwieńczeniem ich wspólnej historii. Ukazał, jak ich relacja pięknie się ukształtowała. Co najlepsze, znakomita ekranowa chemia między dwojgiem aktorów jest nie tylko widoczna w scenach dialogowych. Jest ona dostrzegalna również w małych gestach i spojrzeniach. Ramsey i Pascal potrafią odnaleźć w swoich kreacjach elementy, które ukazują pełną moc więzi ich bohaterów. Dzięki temu po prostu wierzy się w troskę Joela o Ellie i miłość dziewczyny do opiekuna. A już całkowicie poruszająca jest sekwencja, w której Joel dowiaduje się, że Ellie, którą chronił i opiekował się tygodniami, będzie musiała umrzeć dla dobra ogółu. W tej scenie ból głównego bohatera staje się wręcz namacalny. Możemy podziwiać wielki kunszt aktorski Pascala. Przy okazji twórcy naprawdę dobrze zaznaczyli wątek, który będzie miał ogromne znaczenie w 2. sezonie, czyli kłamstwo Joela o tym, że takich osób jak Ellie jest o wiele więcej.
fot. HBO
Finałowy odcinek bierze na tapet kwestię wyborów moralnych. Twórcy bardzo dokładnie analizują psychikę Marlene i Joela, którzy stanowią dla siebie interesujący kontrapunkt w epizodzie. Scenarzyści świetnie omawiają temat trudnych moralnych wyborów i pokazują je z dwóch różnych perspektyw. Najlepsze jest to, że nie wskazują na jedyną słuszną decyzję, a dają nam pole do własnej interpretacji faktów. Bardzo podoba mi się też to, że wątek Joela w finale wchodzi w bardzo mroczne rejony. Doskonale ukazuje, do czego jest zdolny człowiek, aby walczyć o to, co kocha. Świetnie widać to w sekwencji, w której dokonuje masakry Świetlików, aby ocalić Ellie. Zatem omawiany odcinek stanowi znakomity przykład rozprawy o moralności, w której nie ma dobrych i złych. Wszystko odbywa się w sferze szarości. Marlene to bardzo ciekawy rodzaj czarnego charakteru – lubię oglądać takie postacie na ekranie. Jest nieoczywistą antagonistką, a jej racje stają się zrozumiałe dla widza. W wielu momentach można w stu procentach zgodzić się z motywami, które kierują liderką Świetlików. Marlene to świetnie napisana i zagrana postać – bardzo złożona, ale na szczęście niepopadająca ze skrajności w skrajność w swoim zachowaniu. Tak naprawdę już w grze złapałem się na tym, że było mi jej szkoda, gdy zginęła, próbując powstrzymać Joela przed zabraniem Ellie. Zastanawiałem się, czy takie same uczucia będą mi towarzyszyć w serialu. I okazuje się, że tak! Finałowy odcinek 1. sezonu The Last of Us jest bardzo udanym zwieńczeniem świetnej, debiutanckiej odsłony. Epizod tylko utwierdził mnie w tym, że produkcja HBO jest jednym z najlepszych odcinkowych projektów ostatnich lat. Zobacz ten serial w Playerze!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj