Osierocone rodzeństwo Rachel i Edward zamieszkują w posiadłość Loftus Hall - przeklętym domu nawiedzanym przez swoich byłych mieszkańców. Aby nie podpaść strasznym duchom, muszą przestrzegać dwóch zasad. Nie opuszczać swoich łóżek, kiedy wskazówki zegara wybiją północ oraz nie sprowadzać nikogo do domu. Pilnowanie zwłaszcza tej drugiej zasady jest trudne, ponieważ do drzwi co jakiś czas puka prawnik chcący wycenić i sprzedać posiadłość oraz weteran wojenny, któremu w oko wpadła Rachel. Zasady są po to, aby ich nie łamać. W rzeczywistości wygląda to jednak inaczej, a reguły stają się pokusą do odwrotnego postępowania. To w zamyśle twórców miało stanowić zapalnik fabuły i dostarczyć widzom kilku straszniejszych momentów. Pojawia się jednak kolejna przeszkoda, by cel ten został osiągnięty. Scenarzysta nie do końca wiedział, co chce dalej z tym tematem zrobić. Z jednej strony twórcy budują w gotyckim klimacie intrygującą historię, która stara się być horrorem, a z drugiej mamy dramat nawiedzonego rodzeństwa. Przychodzi nam więc po ciekawym początku, oglądać mroczną i nużącą opowieść. Zarysowana została bardzo ciekawa relacja pomiędzy rodzeństwem, ale nie do końca udaje się jej wybrzmieć. Postać Rachel nie jest szczególnie ciekawa, oglądanie jej na ekranie nie odrzuca tylko dzięki aktorce Charlotte Vegi. Zdecydowanie lepiej wypada Edward, młodszy bliźniak, którego osobowość szaleńca jest bardzo intrygująca. Nie zmienia to jednak faktu, że całość jest koncertem nużących zabiegów i nietrafionych pomysłów. Szybko więc dochodzimy do wniosku, że The Lodgers może obronić się jedynie klimatem gotyckiego horroru. Twórcy czasami decydują się na operowanie mniej lub bardziej wymyślnymi zabiegami i korzystają z jump scare’ów, ale raczej nie horror był im w głowie. Trudno jednoznacznie powiedzieć, co chcieli osiągnąć twórcy, ale fabuła jest prosta i przewidywalna. Nawet pomimo tego, że udaje się czasem podążyć w ciekawszym kierunku i dotykany jest temat samotności, straty i wątek ze świadomością swojego ciała i natury osobistej. Celowo nie poświęcam wiele miejsca wspomnianym upiorom i klątwie, bo to nie one są tym, co pamiętamy po wyjściu z kina. To właśnie charakteryzuje problem tej produkcji, a jej podsumowaniem jest najciekawsza postać żołnierza, który dla scenarzystów służy jedynie za kukiełkę. The Lodgers jest filmem bez pomysłu lub produkcją z wieloma pomysłami na raz, które nie potrafią wybrzmieć i nabrać znaczenia dla całej historii. Dostajemy nużący spektakl z posklejanymi scenami, które reżyser chciał ozdobić ciekawą otoczką nawiedzonego dworu. Tanie sztuczki i klimat nie jest w stanie zapewnić udanej rozrywki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj