Koncept stworzenia postaci Mindy na pierwszy rzut oka wydaje się wesoły. Kobieta po 30-tce, której największą pasją są komedie romantyczne, a marzeniem - przeżyć miłość jak z filmu. Jednak życie nie jest tak kolorowe - jej chłopak rzucił ją dla innej, a ona po wizycie na jego ślubie ląduje w areszcie.

[image-browser playlist="598537" suggest=""]©2012 FOX

Odnoszę wrażenie, że cały projekt przerósł Mindy Kaling pod każdym względem. Jej postać jest kompletnie nieciekawa i nie ma w sobie nawet odrobiny charyzmy, która wywołałaby przynajmniej nutkę zainteresowania. Nie da się jej polubić jako bohaterki. Sposób bycia zaczyna być po kilku minutach straszliwie irytujący. Widzimy, jak Mindy non stop nawija jak katarynka, ale nie ma w tym błyskotliwości, a o dowcipie możemy zapomnieć. Od razu skojarzyło mi się z jednym z obecnie najbardziej nieśmiesznych komików kina - Vince'em Vaughnem, który w swoich filmach gra dokładnie tak samo. Miłą odmianą jest fakt, że tym razem bohaterką nie jest szczupła modelka z okładki, tylko zwyczajna kobieta.

Mindy pracuje jako ginekolog w szpitalu, więc duża część akcji rozgrywa się właśnie w tym miejscu. O perypetiach w stylu serialu Scrubs możemy zapomnieć. Nic interesującego nie dzieje się podczas jej pracy, a wszelkie dialogi z kolegami oparte są na jej życiu romantycznym. Jest to tematyka czysto kobieca, ale... nawet taka powinna być zrealizowana w taki sposób, by zainteresować każdego. Tutaj to po prostu nie wychodzi.

Jedynym promykiem nadziej jest postać Danny'ego Castellano. Jest to jedyny bohater tego serialu, który pozostawia po sobie pozytywne wrażenie. Jedynie w scenach z nim Mindy staje się interesująca. To za sprawą widocznej chemii pomiędzy aktorami, dzięki której ich słowne utarczki doskonale się zazębiają i jednocześnie potrafią wywołać uśmiech na twarzy. Tylko że jednocześnie w tym samym momencie widzimy przewidywalną przyszłość serialu - to że koniec końców Mindy i Danny zostaną parą, jest aż nadto widoczne.

[image-browser playlist="598538" suggest=""]©2012 FOX

Pozostali bohaterowie są nijacy, płytcy i równie dobrze mogłoby ich nie być. Na plus dwa gościnne występy w osobach Billa Hadera i Eda Helmsa, którzy w swoich epizodach potrafili pokazać więcej niż postacie drugoplanowe przez całe 20 minut.

Z jednej strony The Mindy Project jest serialem poprawnym, bo jeśli już próbuje bawić, nie raczy nas humorem niskich lotów. Jednakże dobra komedia powinna mieć podstawę w postaci charyzmatycznego ciekawego bohatera i sporej ilości zabawnych scen. The Mindy Project na razie nie ma żadnej z tych cech.

Ocena: 4,5/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj