W trzecim odcinku Na wodach północy wydarzenia od początku były interesujące ze względu na odkrycie Sumnera. Wydedukował, że McKendrick nie był w stanie udusić młodego Josepha, dlatego podejrzenie padło na Draxa, który skłamał. Śledztwo doprowadziło do znalezienia niezbitego dowodu zbrodni w postaci zęba w ranie mordercy. To było dość zaskakujące i nieco obrzydliwe, choć zgodne z książką Iana McGuire’a, na której podstawie powstał serial. Przy okazji przekonaliśmy się, że Colin Farrell rzeczywiście przytył, co oprócz gęstej brody i długich włosów powoduje, że jest nie do poznania. Kolejne wydarzenia trzymały w napięciu, gdy Drax zamachnął się na kapitana, który w rezultacie później zmarł. Ta śmierć przeszła trochę bez echa i nie zrobiła dużego wrażenia. Mimo to były to intensywne minuty, jak na ten serial, ale w drugiej części odcinka wszystko wróciło do normy. Sytuacja na statku była niewesoła. Cavendish przejął rolę kapitana, ale kontynuował niecny plan Brownleego. Podpuszczony przez Draxa zniszczył kadłub, żeby „Ochotnik” zatonął. Epizod wciąż intrygował, bo dosłownie i w przenośni załoga została na lodzie. Sumner zaczął odczuwać skutki odstawienia laudanum. Ciężko obserwowało się jego cierpienie. Historia w tym odcinku zakończyła się pesymistycznie, bo statek „Hastings” rozbił się podczas burzy, co oznaczało, że załoga nie mogła liczyć na żadną pomoc lub ratunek. To był dobry cliffhanger, zachęcający do powrotu do serialu, w którym atmosfera stawała się coraz bardziej ponura i beznadziejna. Warto dodać, że po śmierci kapitana Brownleego (w tej roli świetny Stephen Graham) pałeczkę przejął Cavendish, w którego wcielał się Sam Spruell. Serial nic nie stracił na tej zmianie, a wręcz zyskał. Aktor wykreował równie wyrazistą postać, co Farrell i Jack O'Connell. Pokazał niezwykły kunszt aktorski. Jakby urodził się do tej roli, ponieważ nie widać po nim wysiłku w grze w odróżnieniu od wyżej wymienionych. Dlatego szkoda, że w czwartym odcinku zginął zabity przez Draxa, bo mimo że postać była odpychająca i dwulicowa, to nadawała charakter historii i odciążała dwóch głównych bohaterów. Sam przebieg wydarzenia był dość przewidywalny i krwawy. Przynajmniej tym razem śmierć wywołała drobne emocje, ale raczej ze względu na to, że z ręki Draxa zginęli chwilę wcześniej również Inuici. Cieszy, że do tych dwóch ról zatrudniono rdzennych mieszkańców. Poza tym mieli świetne kostiumy, a ich łodzie i namiot wyglądały przekonująco. Poza tym sama interakcja między Inuitami a załogą, która z nimi handlowała, była interesująca. Byli bezbronni, głodni i zdesperowani, a jednocześnie wciąż uważali się za lepszych. Miejscowi naiwnie im zaufali, co nie zaskakiwało.
fot. AMC+
+14 więcej
Z kolei Drax znowu pokazał swoją morderczą naturę. Podkreślały ją jego uczynki, ale również to, co mówił w rozmowie z Sumnerem, że zabijanie czy gwałty to dla niego normalna rzecz. Przerażało to, że zupełnie nie odczuwał skrupułów ze swoich czynów. Draxa można określić jako podręcznikowego psychopatę. Z jednej strony wiadomo, że nie przestanie mordować, a z drugiej jest zupełnie nieprzewidywalny, przez co wzbudza grozę. Colin Farrell w tym serialu wykonuje świetną robotę. Jego postać jest nieokiełznana, przebiegła i kieruje się pierwotnymi instynktami. Nie fascynuje, bo jest prosta i surowa, ale wyróżnia się, a każda scena z nim wyrywa z marazmu. Należy wspomnieć, że w obu odcinkach pojawiły się retrospekcje Sumnera. Twórcy od początku nie ułatwiają widzom ich zrozumienie, ponieważ częściowo rozgrywają się one na statku jako majaki lub koszmary bohatera spowodowane odstawieniem narkotyku. Żeby poukładać w całość wydarzenia z Indii, trzeba się było mocno skupiać na tym, co mówił Corbyn (Jonathan Aris). Twórcy chcieli przedstawić te retrospekcje w sposób bardziej upiorny i przystający do arktycznego stylu serialu, ale niepotrzebnie, bo tylko wprowadzili zamęt do tej historii, która straciła na swojej tragiczności. Takie urozmaicenie się nie sprawdziło, bo wyrządziło szkodę fabule oraz postaci Sumnera. Podobnie jak w trzecim epizodzie od połowy czwartego odcinka emocje znowu opadły, za to klimat serialu stał się bardziej mroźny. Narastała atmosfera beznadziei. Bohaterów dopadła apatia i rozpacz, które obezwładniały ciało i umysł. Jack O'Connell grał znakomicie, a scena, gdy się rozbierał na tym arktycznym chłodzie, imponowała. Co nie zmienia faktu, że desperacka pogoń za niedźwiedziem polarnym dłużyła się niemiłosiernie, ale przynajmniej krajobraz zachwycał. Scena podczas zamieci śnieżnej w końcówce, gdzie Sumner nacierał się krwią zabitego zwierza, a potem wszedł do środka jego cielska, nie należała do przyjemnych. Widok był okropny, a do tego okrutnie się ciągnęła. Na szczęście widzowie znowu dostali dobry cliffhanger, bo mężczyzna został odratowany przez dwójkę nieznajomych, co wzbudza pytania, kim są. Dwa nowe odcinka The North Water rozwijały się wolno, ale pod względem wydarzeń były znacznie ciekawsze niż poprzednie. Chłód w końcu mrozi krew w żyłach. To ciężki i przytłaczający serial. Arktyczne pejzaże są przepiękne, dziewicze i hipnotyzujące. Szkoda tylko, że śnieżyce wytworzone za pomocą efektów komputerowych prezentowały się sztucznie. Trochę psuły odbiór i wrażenie przenikającego zimna. The North Water nie jest dla każdego, ale te epizody wynagrodziły cierpliwość oraz pokładaną w nim wiarę. Pozostał już tylko finałowy odcinek, który, miejmy nadzieję, w satysfakcjonujący sposób zwieńczy tę arktyczną historię.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj