The Originals to serial pod każdym względem inny niż Pamiętniki wampirów. Przez cały 1. sezon rozwijał się w zupełnie innym kierunku, czasem bardziej przypominając młodzieżową, wampirzą wersję Gry o tron niż popłuczyny po Sadze Zmierzch. W premierze kolejnej serii te zalety zostają utrzymane, a zwroty fabularne potrafią zaciekawić.
Przede wszystkim nie ma tu nawet mowy o romansie. Co prawda mamy relację Elijaha (Daniel Gillies) z Hayley (Phoebe Tonkin), ale zeszła ona na bardzo daleki plan. W dobie kryzysu emocjonalnego wywołanego przez wydarzenia z finału poprzedniej serii nie ma tu miejsca na miłostki. Dlatego na pierwszy plan wychodzi motyw, który także odgrywał istotną rolę w 1. sezonie - rodzina i wartości ją łączące. Czuć tutaj ładny rozwój relacje braci, gdzie Klaus, choć pod wieloma względami pozostaje tym, za co go lubimy, dojrzewa i dostrzega swoje błędy. Zabieg potrzebny, by pokazać centralnego bohatera w nowym świetle, a choć to zmiana delikatna, jest ona bardzo satysfakcjonująca. Naturalnie gdzieś w tle mamy związek Camille (Leah Pipes) z Marcelem (Charles Michael Davis), ale nie odgrywa on na razie zbyt dużej roli.
[video-browser playlist="633146" suggest=""]
2. sezon The Originals na pewno nadal będzie związany z walką o władzę. Intryga goni intrygę, walka pomiędzy frakcjami trwa w najlepsze, a plany i konspiracje są szyte grubymi nićmi. Zaskoczeniem premiery okazuje się zakończenie wątku Franceski - byłem przekonany, że ta postać odegra większą rolę w tym sezonie. Pomysł na starcie z wilkołakami okazał się naprawdę dobry, krwawy i odpowiednio klimatyczny. Trzeba przyznać twórcom The Originals, że potrafią się bawić konceptem naprawdę przyzwoicie.
Jest też zaznaczony wątek na cały sezon - z jednej strony starcie z Michaelem (Sebastian Roche), a z drugiej walka z matką Klausa. Ten pierwszy na razie wiele nie wnosi; nadal nie mogę się przekonać do Daviny (Danielle Campbell) w roli tej złej i bezwzględnej, ale jednocześnie sama postać Micheala granego przez Sebastiana Roche'a daje temu serialowi wiele. W tych zaledwie kilku momentach pokazuje swoją charyzmę. Natomiast wątek matki Klausa i Elijaha jest, jak na razie, dziwny. Przypomina on trochę motyw z mszczącą się czarownicą z poprzedniego sezonu, który nie do końca przekonywał. Może to kwestia obsadzenia aktorki w roli czarnego charakteru? Jest też bardzo przyzwoite zaskoczenie w związku z jej dwoma towarzyszami - tego się na pewno nie spodziewałem. Jasne, że takie wskrzeszanie jest trochę przekombinowane, ale... nie ma to tutaj większego znaczenia. Ma to przynajmniej sens i nie jest tylko powrotem postaci, bo nikt nie ma odwagi jej ubić, jak w Pamiętnikach wampirów. Liczę, że konflikt rodzinny okaże się naprawdę dobry.
Czytaj również: "Gotham" traci widzów, niska widownia "The Originals"
The Originals rozpoczyna się dobry odcinkiem, w którym nie brak ważnego rozwoju fabuły, zwrotów akcji, klimatu oraz zapowiedzi czegoś jeszcze lepszego. Oby poziom nie spadał.