11. odcinek 2. sezonu "The Originals" rozwija wiele wątków. Mamy Elijaha i Camille podczas sesji, w której rzeczony wampir otwiera się i zwierza z prześladujących go wspomnień. Klaus pilnuje Davinę starającą się zlokalizować Finna, aby - w efekcie - uwolnić Kola. W międzyczasie Marcel musi zmierzyć się z własnymi demonami z czasów wojny oraz z własnymi ludźmi wymykającymi się mu spod kontroli. Biedna Rebekah wciąż jest uwięziona w przeklętym domu i tym razem nikt nie zdaje się tym przejmować. Szczerze mówiąc, nie jest to żadną nowością, skoro zdarzały się i kilkusetletnie okresy zapomnienia zgotowane dla siostry Mikaelson. Dużo bardziej niż to irytuje mnie narzeczony Hayley. Pomijając sposób jego mówienia (akcent naprawdę działa na nerwy), facet jest po prostu... dziwny. Jest zadurzony w dziewczynie wykreowanej przez swoją wyobraźnię i legendy, na siłę stara się włożyć ten obrazek w ramkę “Hayley”. Nie przeszkadza mu nawet to, że jego przyszła żona pożąda kilkunastowiecznego wampira. To samo można powiedzieć o jego rodzinie. Fakt, Hayley zachowuje się podejrzanie, ale kto z nas zgodziłby się na “ujawnienie wszystkich sekretów” na dzień przed ceremonią ślubną? A co dopiero na “ujawnienie wszystkich sekretów pod wpływem substancji, która uniemożliwi ci kłamanie”. Zdziwiłam się decyzją niedoszłej kochanki Elijaha o podjęciu tej próby - czyżby rodziły się w niej uczucia do prostolinijnego, drwalowatego wilkołaka? Najwyraźniej. Widać jej książę z bajki właśnie przybiegł na czterech łapach. [video-browser playlist="657793" suggest=""] Zgromadzenie zainicjowane przez Finna było, niestety, przewidywalne. On sam zasłużył na miano najmniej znośnej postaci 2. sezonu "The Originals". Przepełnia go nienawiść do matki i braci jednocześnie, dąży do odebrania ich szczęścia oraz odkrycia sekretu. Takie zagrywki to nic nowego w rodzinie pierwotnych, jednak spodziewałam się czegoś więcej. Paradoksalnie, najwięcej ambarasu emanującego tchórzostwem robi Kol. Dba, za przeproszeniem, tylko i wyłącznie o własny tyłek, a koniec końców spija śmietankę. Czy może raczej słodkie pocałunki z ust uroczej Daviny. Byłabym stwierdziła, że to przecież tylko młody, niewinny i podstępny chłopak, ale “parę” lat na karku to on ma. Nieładnie, Kol. Jedynym aspektem, którego nie byłam pewna w tym odcinku "The Originals", był końcowy stosunek ludzi Marcela do swojego lidera. Okłamał ich, zawiódł. Nie musieli go słuchać. Obrazy z wojny były dość autentyczne, jednak podniosłość całego momentu dała efekt nieco groteskowy - szczególnie podczas przedzierania się przez tłum ludzi. Trzeba jednak przyznać, że wychowanek Klausa odzyskuje dawny rezon i stara się budować swój autorytet z ruin, kawałek po kawałku. Tylko co dalej? W kolejnych odcinkach w centrum zainteresowania z pewnością znajdzie się dziecko Hayley i Klausa będące ośrodkiem potyczek prowadzonych między Finnem manipulującym swoją magią a rozwścieczonymi braćmi Mikaelson tworzącymi opozycję. Nieco przewidywalne, aczkolwiek pole manewru jest dość duże. Miejmy nadzieję, że strateg nie pójdzie na łatwiznę. Czytaj również: Będą kolejne sezony ośmiu seriali stacji The CW. „Arrow”, „Pamiętniki wampirów” i inne! Odnoszę wrażenie, że w 11. odcinku działo się bardzo dużo, a jednocześnie… "Dużo hałasu o nic" - rzekłby Szekspir. Serial utrzymuje godny swojej renomy poziom, ale nie wzbija się na wyżyny. Pojawia się coraz więcej oczywistych wyjść z kreowanych przez reżyserię sytuacji oraz śmiesznie patowych położeń bohaterów, których przeżycie jest oczywiste. Na pierwszy plan wysuwają się wątki oparte na więziach emocjonalnych, choć akcja cały czas wre. Nie działa to na niekorzyść w całościowym odbiorze, ale - fakt faktem - Nowy Orlean stać na więcej. Pora naprawdę wgryźć się w ten rodzinny interes. Pozostaje wierzyć, że najlepsze kąski - to znaczy odcinki - czekają pierwsze w kolejce.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj