W poprzednim odcinku uśmiercona została Camille i wydawać by się mogło, że również Davina, jednak już w pierwszych minutach Where Nothing Stays Buried dowiadujemy się, że bohaterowie mogą przywrócić ją do życia. Całkowita normalność w serialach The CW. Na szczęście twórcy The Originals nie cofają się przed niczym, zaprzepaszczając próbę bohaterów bardzo szybko. Tym samym żegnamy się z kolejną postacią z głównej obsady. Bardzo dobrze wypadła scena rozmowy Daviny z Marcelem, przerwana przez Elijah i Freyę, doprawiona perfekcyjnie dopasowanym kawałkiem Silent Running. W końcu doczekaliśmy się większej roli najstarszej siostry Mikaelson. W idealny sposób ukazano, że mimo iż jest ona czarownicą, to nie różni się od swojego rodzeństwa niczym, a najważniejsza jest dla niej rodzina. Konsekwencje decyzji, którą zmuszona była podjąć, na pewno zobaczymy w kolejnych odcinkach. W tym wszystkim bardzo dobrze wypada również Klaus. Nie postawiono na sztampę i przewidywalność jak wcześniej w przypadku tej postaci. Pomimo wielkiej straty, jaką poniósł tysiącletni wampir, nie wpadł w szał i nie ruszył bezmyślnie na wroga. Zachował zimną krew oraz racjonalne myślenie, co jest miłą niespodzianką i w końcu wydaje się logicznym posunięciem. Na swój sposób przeżywa on smutek i rozpacz, nie dopuszczając innych do siebie. Doskonale wypada jego rozmowa z Hayley, podczas której oboje prezentują całkowicie odmiennie stanowiska. W Where Nothing Stays Buried dochodzimy do pewnego punktu kulminacyjnego w relacji Hayley z Elijah. Rozwijana przez kilka ostatnich odcinków bardzo powoli i w sposób subtelny, doprowadza w końcu do połączenia tych bohaterów, ale nie tak, jak można było się spodziewać. Ponownie ukazano to w sposób logiczny, nie decydując się na całkowitą amnezję bohaterów w sprawie poprzednich wydarzeń, jak stało się to w Pamiętnikach wampirów, tylko delikatnymi gestami ukazano ich nietypową relację. Działa to bardzo dobrze i nie razi brakiem pomysłu. No url Największą niespodzianką okazuje się jednak uśmiercenie głównego antagonisty, z którym bohaterowie zmagali się przez ostatnie odcinki. Było to niespodziewane, ale w udany sposób zakończyło wątek Luciena i otworzyło drogę nowemu, który zaprowadzić nas może do korzeni serialu, czyli podobnej sytuacji z sezonu pierwszego. Mam nadzieję, że twórcy mają na to jakiś świeży pomysł i nie zawiodą. Recenzowany odcinek charakteryzuje się dużą dawką akcji, która stoi na naprawdę wysokim poziomie, więc na nudę narzekać nie można. Niemal nieustannie coś się dzieje, a czas ekranowy wypełniony jest przemyślanymi i ciekawymi wątkami. Prócz wcześniej wspomnianego kawałka również utwór kończący odcinek jest idealnie dopasowany i potęguje emocje, przez co seans jest jeszcze lepszy. Twórcy udowodnili, że nie boją się niczego, a trup w The Originals ściele się gęsto niczym w Grze o tron. To na pewno pozwoli wykorzystać postacie, które do tej pory były trochę w cieniu i nie odgrywały znaczącej roli, co może całkowicie zmienić dynamikę serialu. Do finału jeszcze dwa odcinki, a już teraz w The Originals dzieje się bardzo dużo. Zawrotne tempo zapoczątkowane w poprzednim odcinku trwa i nic nie wskazuje na to, by twórcy mieli hamować. Odcinek 20. jest niemal bez skazy, ale jednak nie jestem w stanie wystawić mu najwyższej noty, wiedząc, że scenarzystów stać na jeszcze więcej. Może właśnie finał trzeciego sezonu przyniesie nam rozrywkę na tak wysokim poziomie, że nie będę miał oporów przed wystawieniem mu dziesiątki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj