Rick wraz z Shanem wywożą Randalla, uratowanego wcześniej chłopaka, kilkadziesiąt kilometrów z dala od farmy, by tam go zostawić. Przy okazji zamierzają także uzupełnić zapasy z uwagi na zbliżającą się zimę. Ostatecznie zatrzymują się w pobliżu opuszczonej szkoły, gdzie zamierzają porzucić chłopaka, którego Shane zamierza jednak zabić z obawy, iż może on zdradzić innym ich pozycję. Rick oczywiście nie może mu na to pozwolić, przez co wywiązuje się między nimi zażarta walka. Nie zdają sobie sprawy, że w pobliżu znajduje się spora grupa wygłodniałych zombie...
[image-browser playlist="604720" suggest=""] Gdyby druga seria od początku trzymała tak wysoki poziom, to nie miałbym najmniejszych problemów z zakwalifikowaniem tego serialu do czołówki. Aż szkoda, że twórcy dopiero po ponad połowie sezonu zdecydowali się go tak na dobrą sprawę rozkręcić. Wreszcie jest i masa emocji i sporo scen z udziałem zombie, nie można także narzekać na brak akcji, bo The Walking Dead w wyraźny sposób zyskało na dynamice. Na nudę po prostu nie ma czasu.
Starcie Ricka z Shanem, i to nie tylko to fizyczne, dobitnie pokazuje, jakie zmiany zaszły w psychice tego pierwszego. Stał się twardy, nieustępliwy i zdecydowany. Dzięki temu wreszcie doszło do eskalacji napięcia, jakie od dłuższego czasu panowało w relacjach obu panów. Rick postawił sprawę jasno, co Shane'owi było nie w smak, więc obaj dżentelmeni poobijali sobie "troszeczkę" twarzyczki. Cóż, przynajmniej oczyścili atmosferę. Nie było to jednak jedyne starcie w tym odcinku, do pojedynku słownego doszło także pomiędzy Lori a Andreą, która wreszcie wykrzyczała, co myśli o żonie policjanta. W sumie dość słusznie, gdyż Lori chwilami potrafi być najbardziej irytującą postacią w serialu, aczkolwiek w tym wypadku również i ona miała trochę racji.
[image-browser playlist="604721" suggest=""]
Nie wypada nie wspomnieć o scenach z udziałem chodzących gnijących zwłok, dzięki którym poziom adrenaliny wśród widzów utrzymywany był na stałym wysokim poziomie. Nieumarli, którzy wręcz wysypali się z budynku szkoły napsuli bohaterom nieco krwi, zaś Shane'a zdołali zapędzić w prawdziwy kozi róg, z którego nie miał jakiejkolwiek szansy ucieczki. Przyznać trzeba, że sceny te były naprawdę intensywne, pomysłowe i sprawnie nakręcone. Jeżeli którykolwiek odcinek był w stanie sprawić, że siedzieliśmy nerwowo na skraju fotela, to właśnie dziesiąty.
Co tu dużo pisać, nie ma wątpliwości, że serial wreszcie nabrał tempa i rozkręcił się na dobre i raczej nic nie zapowiada, by w tym sezonie miało to ulec jakiejkolwiek zmianie. Są zombie, są emocje, głupich scen ostatnio praktycznie nie ma, zaś akcja rozwija się w odpowiednim tempie i nie czuć, by jakiekolwiek wątki były teraz przeciągane na siłę. Jeżeli ten stan rzeczy się utrzyma, a wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że tak, to o trzeci sezon jestem spokojny. O ile wcześniej było mi to obojętne, tak teraz nie mogę doczekać się kolejnych odcinków, a to już naprawdę coś. Ocena: 8/10