Uwaga! Recenzja zawiera spoilery!
Słychać werble, napięcie rośnie, oczekiwanie staje się nie do zniesienia i wtem pada wielce radosna informacja, że... Lori nie żyje! Hip hip hooray! Najbardziej denerwująca postać serialu wreszcie przeniosła się na łono Abrahama. Niesprzyjające okoliczności i poród odebrany chałupniczymi metodami - nożem i bez znieczulenia - okazały się brzemienne w skutkach. Co prawda nie obeszło się bez łez spływających po policzkach i ogólnej ckliwości wyzierającej z tej sceny, ale najważniejsze, że mamy to już za sobą i każdy kolejny odcinek może być teraz tylko lepszy.
[image-browser playlist="597744" suggest=""] ©2012 AMC.
Wybaczcie mi to złośliwe poczucie humoru, ale ta postać naprawdę działała mi na nerwy i cieszę się, że wreszcie zdecydowano się ją uśmiercić. Zresztą wydarzenie to może w dość ciekawy sposób wpłynąć na Ricka, którego wiadomość o śmierci żony wyraźnie zdruzgotała. Swoją drogą ciekawy był to odcinek, gdyż twórcy zdecydowali się dokonać radykalnych zmian w składzie naszej wesołej kompanii. Najbardziej chyba rozbawiła mnie śmierć T-Doga, miejsce którego zajął... inny rosły murzyn. O ile czarnoskóry więzień nie okaże się postacią dużo bardziej istotną, tak ową decyzję uważać będę za totalnie chybioną. Poprzedni odcinek przeniósł akcję w zupełnie inne miejsce, skupiając się w pełni na postaciach Andrei i Michonne oraz tym, co dzieje się w Woodbury. W czwartym epizodzie ponownie powracamy do wiezienia i dowiadujemy się - no chyba że to jeszcze nie koniec niespodzianek - kto obserwował Carol, gdy ta ćwiczyła cesarkę na zwłokach. Osoba ta dokonuje sabotażu zwabiając zombie na bezpieczny do tej pory obszar. W ten sposób widz dostaje solidną porcję akcji, a grupa Ricka zbiera porządne bęcki. Jest dynamicznie i efektownie, choć jak to już w tym serialu bywa, nie zawsze rozsądnie.
[image-browser playlist="597745" suggest=""] ©2012 AMC.
Sporo scen rozegrało się także w Woodbury. Michonne zaczyna podejrzewać, że Gubernator nie jest aż tak miły, na jakiego wygląda i skrywa jakieś mroczne tajemnice. Z tego też względu kobieta jak najszybciej pragnie opuścić miasteczko, co wcale nie jest takie łatwe, bo Andrea zdaje się nie podzielać jej obaw i chętnie zostałaby w tej bezpiecznej przystani, która daje jej choć namiastkę dawnego życia. Chociaż może to i dobrze, bo nie sądzę, by Gubernator pozwolił im tak po prostu odejść. Swoją drogą wszystkie sceny z jego udziałem ogląda się z wypiekami na twarzy. Fajna i intrygująca postać, a do tego obsadowy strzał w dziesiątkę - David Morrissey doskonale sprawdza się w tej roli. Aczkolwiek trochę szkoda, że ten antybohater nie jest tak bardzo wypaczony jak w komiksie, a przynajmniej na chwilę obecną nic na to nie wskazuje. Dobrze przynajmniej, że pojawiła się wzmianka o córce, bo zaczynałem się obawiać, że twórcy zdecydują się pominąć ten motyw.
[image-browser playlist="597746" suggest=""] ©2012 AMC.
Trzeci sezon "The Walking Dead" okazał się ogromnym zaskoczeniem. Prawdę powiedziawszy, spodziewałem się, że po premierze akcja ponownie "siądzie" i serial wybudzi się z marazmu dopiero na kilka odcinków przed końcem, a tu taka mila niespodzianka. Tempo nawet na chwilę nie spada, o nudzie można zapomnieć, a i wszystko wskazuje na to, że każdy kolejny epizod będzie jeszcze ciekawszy od poprzedniego. Ogromnym plusem jest fakt, że akcja dzieje się równoległe w dwóch zgoła odmiennych lokacjach. Wprowadza to pewną różnorodność, tak w kwestii otoczenia, jak i klimatu. Produkcja, której w drugiej serii miałem chwilami zwyczajnie dość, wskoczyła teraz na listę najchętniej oglądanych przeze mnie seriali. Skok jakościowy jest więc ogromny i choć "Żywe trupy" wciąż posiadają drobne mankamenty, to odcinki trzeciego sezonu się po prostu chłonie, a czas mija na nich błyskawicznie i oby tak już zostało. Ocena: 8/10