Przez długi czas żyłem w błędzie. Sądziłem, że moja dziewczyna nie ma konkurencji w swej kapryśności, a tu okazuje się, że Telltale Games spokojnie wyprzedza ją o dwie długości. Nie znam drugiego studia, które ma tak niestabilną formę, niestabilny poziom jakości wypuszczanych produktów jak właśnie Ci spece od przygodówek. Wraz z wypuszczeniem 3 sezonu Żywych Trupów, rodziła się we mnie ogromna wątpliwość odnośnie do tego, czy gra będzie dobra. Już abstrahując od innych marek, za które brała się ekipa Telltale – skupmy się na produkcjach w świecie stworzonym przez Roberta Kirkmana. Pierwszy sezon wraz z dodatkiem 400 Days pozostaje dla mnie najpełniejszym dziełem Telltale Games. Tytuł ten oferował bardzo długą rozgrywkę, masę świetnie napisanych relacji między bohaterami oraz odpowiedni poziom humoru i dramaturgii w scenariuszu. The Walking Dead: Michonne, najświeższa gra z uniwersum Trupów, starczała na 3 i pół godziny i ciężko było nazwać ją udaną produkcją (wciąż denerwuję się na wspomnienie jakże ważnego, pierwszego wyboru, który oferuje ta gra). Sezonu drugiego dalej nie jestem w stanie przeboleć. Zrobienie z Clementine głównej bohaterki było naturalną koleją rzeczy, ale napisanie sensownego scenariusza pod to właśnie zdarzenie, przerosło twórców. Ciekawe natomiast było zakończenie sezonu, gdyż oferowało ono trzy całkowicie inne drogi dla Clem. Jeszcze ciekawsze było pytanie, jak scenarzyści rozwiążą to w sezonie trzecim. I tak o to akcja dzieje się 2-3 lata po zakończeniu sezonu drugiego, a Clementine przestała być główną bohaterką na rzecz Javiera, bejsbolisty uzależnionego od hazardu. Była podopieczna Lee jednak pojawia się w grze i dowiadujemy się o jej losach z Jane, Kennym lub w Wellington (zależnie od zakończenia poprzedniego sezonu) w retrospekcjach. Jak najbardziej dobre rozwiązanie, choć wspominek jest zdecydowanie za mało, a i losy obu postaci są policzkiem dla fanów i pójściem łatwą drogą. Oprócz Clementine, etapy z przeszłości rozegramy także głównym bohaterem, Javim. Bardzo trafne urozmaicenie rozgrywki, pozwalające na głębszą relację na linii gracz-postać. Jak najbardziej doceniam. Pierwsze dwa odcinki sezonu (wyszły w tym samym czasie) to idealny przykład na to, jak Telltale zna się na rzeczy. Naprawdę robią potwornie dobre wrażenie, dając graczowi masę najróżniejszych emocji, a co za tym idzie możliwość przeżycia tej przygody i wciągnięcia się w nią, zaangażowania. Apetyt, pojawiający się u grającego po ich ukończeniu, nijak ma się do tego, co serwują twórcy w następnych trzech odsłonach Nowej Granicy. Zarówno w pierwszym, jak i drugim sezonie dostaliśmy jakiś pomysł na fabułę, zawierającą namiastkę oryginalności. Tutaj tego brakuje; historia opiera się na trzech wątkach – miłosnym trójkącie, napiętych relacjach dwójki braci i tytułową grupą, zwaną New Frontier. I może to ma jakieś zadatki na nieoczywistą opowieść, może i byłaby w tym nutka świeżości, gdyby całość (w tym i wybory postawione przed graczem) nie była tak oczywista, banalna i nudna. To jest jedna z bolączek studia Telltale – ciągła zmiana biegu historii, brak jednolitego kierunku. Widać to doskonale w zwiastunach następnych epizodów, a nawet w pierwszym trailerze trzeciego sezonu. Scenarzyści naprawdę mogli zdrowo poszaleć i zaskoczyć gracza niejednokrotnie. Na swojej drodze spotykamy wszakże dwie postacie, które doskonale znamy z wcześniejszych gier (Clementine) oraz z komiksu i serialu (Jezus). Według statystyk pojawiających się na końcu każdego epizodu, około 90% graczy z miejsca zaufało i zaprzyjaźniło się z wyżej wymienioną dwójką, znając ich zaledwie przez kilka minut historii – czyż nie wspaniała byłaby zdrada jednej z tych postaci i danie tym samym prztyczka w nos naiwnemu graczowi? Możliwość była, odwagi – zabrakło. ‌The Walking Dead - A New Frontier jest solidną, filmową przygodówką, która nie ustrzegła się kilku złych decyzji scenariuszowych. Pierwsze dwa epizody zapowiadały grę mogącą spokojnie konkurować z Wolf Among Us, Tales from Borderlands czy pierwszym sezonem The Walking Dead o miano najlepszej gry studia, ale kierunek, jaki obrała fabuła, skutecznie to uniemożliwił. Nie zapadnie w pamięć na długo, ale może być dobrym prognostykiem przed czwartm sezonem Żywych Trupów. PLUSY: + nowość w postaci retrospekcji; + dwa pierwsze epizody; + zgrabne nawiązania do poprzednich sezonów; + bohaterowie, których da się lubić. MINUSY: - odtwórcza fabuła; - mało znaczących wyborów; - relacje między niektórymi postaciami mogłyby być lepiej napisane.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj