Początek czwartego odcinka The Walking Dead: Dead City zaskakiwał. Pojawiła się retrospekcja z czasów, gdy Negan rządził Zbawcami twardą ręką, z pomocą swojego ulubionego kija bejsbolowego owiniętego drutem kolczastym – Lucille. Zobaczyliśmy brutalną scenę z Chorwatem, o której była mowa w poprzednich epizodach. Choć wcześniej mówiłam, że flashbacki z tego wydarzenia nie są potrzebne, ponieważ Negan plastycznie przedstawił tę wstrząsającą historię, to cieszę się, że jednak ją obejrzeliśmy. Z jednej strony Chorwat pokazał swoje mroczne i obłąkane oblicze. A z drugiej mogliśmy zobaczyć na własne oczy reakcję lidera Zbawców, na którego twarzy malowało się głębokie rozczarowanie i smutek, a może nawet poczucie winy. Nie jestem przekonana, czy właśnie w ten sposób zareagowałby Negan w przeszłości, ale jest to uzasadnione, ponieważ nigdy nie był zwolennikiem zabijania młodzieży. Śmierć dziewczyny smuciła, ale tak naprawdę najwięcej emocji dostarczyło pojawienie się na ekranie Simona. Steven Ogg był jak zwykle świetny w tej roli, choć jego postać była troszkę inna niż z flagowego serialu. Natomiast niespodzianka z jego cameo udała się i zadziałała pozytywnie. Twórcy musieli się też trochę nagimnastykować, aby odmłodzić aktorów. W końcu akcja rozgrywała się dużo lat wstecz. Wykorzystali do tego sprytnie grę świateł i przyciemnili pomieszczenia, ale niewiele to dało. Ten serial to nie Indiana Jones i artefakt przeznaczenia, w którym odmłodzono Harrisona Forda za pomocą efektów wizualnych i sztucznej inteligencji. Tutaj takich sztuczek się nie stosuje. Mimo wszystko można przymknąć oko na te małe niedociągnięcia.  fot. AMC W teraźniejszości grupa śmiałków przeszła do realizacji planu wyeliminowania Chorwata i odnalezienia Hershela. Obejmował on rozdzielenie się głównych bohaterów, ale zanim do tego doszło, obejrzeliśmy kilka trzymających w napięciu scen z podziemi metra na Manhattanie. Odkryliśmy także pomieszczenie służące do tortur. Dzięki temu, że wcześniej twórcy zasugerowali, że mamy do czynienia z bezwzględnym psychopatą, narastał niepokój, gdy bphaterowie otwierali kolejne drzwi i zaglądali do środka. Poza tym Lauren Cohan zagrała tak przekonująco, że razem z nią odczuwaliśmy strach przed sprawdzeniem, czy na krześle znajduje się martwy Hershel. Oczywiście było to mało prawdopodobne na tym etapie fabuły, ale twórcy postarali się, aby te wątpliwości się pojawiły.  Następnie przeszliśmy do bardziej dynamicznych wydarzeń, gdy grupa Maggie została złapana w pułapkę przygotowaną przez Chorwata. Odliczanie zegara, przerażona nastolatka, wybuchy, muzyka i hordy zombie intensyfikowały emocje. Potem dramatyczna walka bohaterów na arenie też robiła wrażenie, ponieważ zaatakowało ich wiele szwendaczy. Twórcy nawet zadbali o to, aby było jasne, że wszystkie drogi ucieczki są zablokowane, a widowiskowe ujęcia w klatce i poza nią mają sens. Ostatecznie po wielu trudach zdziesiątkowana grupa przebiła się do korytarzy Madison Square Garden, aby zadecydować o kolejnym niebezpiecznym kroku – zejściu do kanałów. Gdyby to był inny serial z uniwersum The Walking Dead, to raczej podchodzilibyśmy do tego, jak do kolejnego etapu tej misji i kolejnej przeszkody do pokonania. Natomiast w The Walking Dead: Dead City bardzo dba się o to, aby podkreślać to, jak wielkie niebezpieczeństwa czyhają na Manhattanie. Kilkukrotnie powtarzano, że kanały ściekowe są pełne zombie, a do tego dochodzą opary trującego metanu. Również przerażenie malujące się na twarzy Amaii na samą myśl o tym miejscu dużo mówi o tym, że jest się czego bać. Karina Ortiz może niezbyt dobrze zagrała rozpacz na widok atakowanego przez umarłych Tommaso, ale strach wyszedł jej przekonująco. Natomiast jeśli chodzi o wspomnianego bohatera, to można się domyślić, że został ugryziony przez zombie, bo przestał dbać o własne bezpieczeństwo, ratując swoją dziewczynę, Maggie i Ginny. Dopiero w następnym odcinku dowiemy się, czy to spostrzeżenie jest prawidłowe. Z kolei Negan realizował swój plan, aby dowiedzieć się, gdzie jest przetrzymywany Hershel. On także musiał zmierzyć się z pewnymi komplikacjami, więc nie zabrakło napięcia w scenie przy samochodzie. Natomiast Zeljko Ivanek w końcu mógł zabawić się rolą, pokazując w pełni psychopatyczną stronę Chorwata, który uradował się na widok swojego dawnego mentora. To była interesująca konfrontacja, bo dostaliśmy kilka nawiązań do The Walking Dead. Poza tym nastroje szybko się zmieniały, a Negan musiał dobrze rozegrać tę konwersację, aby zdobyć informacje o Hershelu. Zamiast tego postanowił ratować Armstronga, który stanowił prezent dla byłego lidera Zbawców. Nie zabrakło brutalnej sceny, gdy stróżowi prawa wyrwano spory kawał mięsa z uda. To było obrzydliwe. Mimo rany mężczyzna i tak aresztował Negana, ale na dalszy ciąg musimy poczekać do następnego tygodnia. Ich wspólny wątek może być ciekawy, bo dla Armstronga to bardzo osobista sprawa.
fot. AMC
+26 więcej
Warto też uważnie śledzić zmieniającą się relację Maggie z Neganem, którzy pod pewnymi względami są do siebie podobni. Kobieta kłamie, by osiągnąć swoje cele, a do tego prawdopodobnie też manipuluje mężczyzną, aby zdobyć jego zaufanie opowiadaniami o Hershelu. Nie wspominając o tym, że w przeszłości wielokrotnie zabijała w obronie najbliższych i swojej grupy. Dlatego Maggie bardzo stara się udowodnić sobie, że różni się od Negana. Miała kilka momentów zawahania, gdy chciała wyjawić prawdę o zapałkach i pluszaku. Nie pozostawiła też Ginny na pewną śmierć. Te ludzkie odruchy bohaterki widzowie muszą sami wyłapywać i je interpretować, obserwując podejmowane decyzje oraz to, co Lauren Cohan przekazuje swoją grą. To samo tyczy się Jeffreya Deana Morgana i jego barwnego Negana, który chce zapomnieć o wstydliwej przeszłości. To wszystko sprawia, że te postacie są kompletne. Intryguje to, w jakim kierunku rozwinie się ta relacja. Najnowszy odcinek The Walking Dead: Dead City był pełen ekscytujących wydarzeń – od retrospekcji z Simonem, walką z zombie na arenie po konfrontację Negana z Chorwatem. Poza tym realizacja stoi na wysokim poziomie, a twórcy dbają o to, aby zapewnić w serialu odpowiedni klimat oraz dostarczyć nam jak najwięcej emocji. A skoro powoli zbliżamy się do końca pierwszego sezonu, to również w końcówce dostaliśmy obietnicę kolejnych wrażeń, na które niecierpliwie czekam.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj