Drugi odcinek The Walking Dead: Nowy świat nieco bardziej przypomina świat, który znamy z tego uniwersum, ponieważ bohaterowie natykają się na pierwszych zombie. Ale cóż z tego, gdy historia i postacie wciąż potwornie nudzą, w wyniku czego znowu mamy do czynienia ze słabym epizodem. Oceniam spojlerowo.
Wydawało się, że jak bohaterowie
The Walking Dead: Nowy świat opuszczą bezpieczne mury i wyruszą w drogę, to akcja się zdynamizuje, a pierwsze spotkanie z pustymi przyniosą emocje. Nic z tych rzeczy. Choć napotykają zombie i próbują wykorzystać swoją wiedzę ze szkolenia teoretycznego, to traktują to jako pewnego rodzaju wyzwanie i przygodę. Nie ma w tym za grosz powagi i grozy. Podobne zachowanie młodzieży już widywaliśmy zarówno w
The Walking Dead i
Fear the Walking Dead, ale zawsze odbieraliśmy je jako coś złego. To było na zasadzie wygłupów, igrania z niebezpieczeństwem, coś skrajnie nieodpowiedzialnego. Tutaj tego nie ma. Bohaterowie w starciu z pustymi nawet się nie ubrudzą, a dobicie zombie to kwestia odwagi, a nie walki o życie lub ochrony przyjaciół. To razi i nie jest w dobrym tonie.
Nadzieję na ciekawsze wydarzenia w tym odcinku wzbudzał plan przejścia przez cmentarzysko autokarów, na którym roiło się od szwendaczy. Niestety twórcy w ogóle nie wykorzystali potencjału tej, skądinąd, bardzo efektownej i klimatycznej lokalizacji. Dym nie stworzył napięcia czy atmosfery grozy. Grupa dziarsko przedzierała się przez sam środek hordy, jak gdyby nigdy nic. Aż prosiło się, aby bohaterowie umazali się posoką pustych, nie wspominając, żeby wpadli w prawdziwe tarapaty. Wtedy poczulibyśmy, że obracamy się w tym samym uniwersum. Tej „przyjemności” twórcy nam poskąpili. Jedynym wytłumaczeniem może być to, że to serial przeznaczony dla nastolatków i nie mogą pozwolić sobie na bardzo makabryczne czy krwawe sceny, co jest zauważalne.
W tych scenach brakowało emocji, bo puści nie byli za bardzo zainteresowani bohaterami. Czyżby byli tak nudni, że nie stanowili dla nich atrakcyjnego kąska? Silas wręcz oślepia blaskiem nijakości. Rozumiem, że on ma być skryty w sobie i wycofany, ale wszystko ma swoje granice. Z kolei Elton, typowy nerd, irytuje, dzieląc się swoją niepotrzebną do przetrwania wiedzą, a także mądrościami matki, które wypowiada zupełnie bez powodu i nie w porę. Twórcy pewnie chcieli mieć w serialu kogoś, kto miał przypominać młodszą wersję Eugene’a z
The Walking Dead, ale on przynajmniej był tak dziwny, że aż fajny. Chłopak nie ma w sobie tego czegoś, co by go w jakiś sposób wyróżniało, a co więcej, budziło sympatię. W odcinku nieco mniejszą rolę odegrała Iris, co nawet wyszło mu na dobre. Tak naprawdę to Hope (
Alexa Mansour) jest tutaj najsolidniejszą postacią. Zachowuje się jak typowa, buntownicza nastolatka, ale jest w tym przekonująca. Nic by się nie stało, gdyby to na niej najbardziej koncentrowała się historia w dalszej części sezonu.
Drugi wątek dotyczył podążających śladem nastolatków Felixa i Huck. W tym wypadku oglądaliśmy retrospekcje dotyczące tego pierwszego bohatera. Niestety aktorzy, którzy wcielali się w postać Felixa z przeszłości i teraźniejszości zagrali przeciętnie. Ten dramat o odrzuceniu go przez rodzinę z powodu orientacji seksualnej, wybuchu apokalipsy zombie czy powrotu do starego domu nie poruszał. Szkoda też, że wygadana Huck, choć jest całkiem wyrazistą postacią, nie tworzy z Felixem duetu, który oglądalibyśmy chętniej niż młodzież. Są tak samo nieciekawi i nieangażujący w historię, jak grupa nastolatków.
Choć serial ma mnóstwo wad, to ma też kilka plusów. Zombie wyglądają tak samo obrzydliwie, jak w pozostałych serialach uniwersum. Ten pusty-ul to coś nowego, nieco szalonego. Poza tym dobrze też, że bohaterowie od czasu do czasu potrafią kwestionować swoje osądy, nie są tak całkowicie naiwni i próbują też rozszyfrować zamiary CRM. Szkoda, że w tym odcinku nie zobaczyliśmy Kublek, ponieważ to interesująca i tajemnicza postać, którą można określić jako pewnego rodzaju złoczyńcę w tym serialu, sądząc po końcówce pierwszego odcinka.
Najnowszy odcinek
The Walking Dead: Nowy świat był potwornie nudny. Nie chodzi o to, aby głównych bohaterów atakowała cała horda (co nie byłoby wcale takie złe) albo nagle pojawili się Zbawcy z Neganem na czele, ale żeby zbudować klimat grozy. Niestety ta podróż przypomina wycieczkę krajoznawczą, w której odwiedzamy domki na drzewie i mrocznie nazywające się miejsca, jak Trupia Pożoga. Do tego twórcy usilnie starają się tłumaczyć widzom, jak działa ten świat oraz co siedzi w głowach bohaterów. Ich rozmowy brzmią mało wiarygodnie i bardzo sztucznie. Serial testuje naszą cierpliwość, ale mimo to tli się iskierka nadziei, że jeszcze się rozkręci. To dopiero drugi odcinek, a historia ma wciąż duży potencjał. Może będzie lepiej…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h