Pierwsza połowa odcinka The Walking Dead: Nowy świat nie wskazywała na to, że będzie się on diametralnie różnić od dotychczasowych epizodów. Huck wróciła do grupy, która również zajęła się przeglądaniem zaszyfrowanych map. Ten motyw był raczej kiepski, mało przekonujący i przekombinowany, ale mimo to zaciekawiał, lecz na umiarkowanym poziomie. Wydawało się, że alkoholowa impreza nastolatków będzie kolejnym słabo poprowadzonym wątkiem, wywołującym tylko zniecierpliwienie i irytację, ale tak się nie stało. Wesoła zabawa w "prawdę czy wyzwanie" nieoczekiwanie zyskała emocjonalny charakter za sprawą dręczonej wyrzutami sumienia Hope i naciskającym na nią Percym. Nie było w tej scenie niczego wyjątkowego, ale też nie wypadła ona sztywno, jak to do tej pory bywało. Nawet podpity Elton wzbudzał sympatię, gdy tak spontanicznie przytulił bohaterkę. Odcinek nie rozwijał się interesująco, ale twórcom udało się mu nadać poważniejszy i mroczniejszy ton. Nie wydziwiali, jak to mają w zwyczaju, tylko dobrze i z wyczuciem przedstawili historię, która w końcu się kleiła. Ogromną rolę odegrały w odcinku retrospekcje Huck. Rozpoczęły się one pogodnym scenami, ale szybko bohaterka musiała przywdziać mundur i ruszyć do akcji opanowywania apokalipsy zombie. Gogle termowizyjne, które pokazywały zimnych pustych to fajna ciekawostka. Nie brakowało w tej misji w szpitalu chaosu, krzyków i przerażonych ludzi. W końcu pokazano w angażujący sposób te wydarzenia, gdy „niebo runęło”, jak to bohaterowie lubią uporczywie powtarzać. Lecz najwięcej emocji wzbudzały sceny, gdy Huck wymordowała wojskowy oddział wraz ze swoim przyjacielem. Ta brutalność zaskakiwała, choć twórcy oszczędzili widzom bardzo makabrycznych obrazków. Ten serial jest skierowany do młodzieży, więc to nie dziwi. Ważne, że robiły mocne wrażenie.
fot. AMC
+13 więcej
Również te wydarzenia dobrze korespondowały ze scenami w magazynie, gdy zdesperowany Walter groził Hope, a potem Huck go zabiła. Szokowały, bo były brutalne i bezwzględne. Poza tym trzymały w napięciu, co w tym serialu bardzo rzadko się zdarza. Po raz pierwszy można było poczuć, że oglądamy spin-off The Walking Dead, a nie kolejne nieudolne próby w przywołaniu podobnego klimatu. Teraz się udało. Poza tym w końcu dialogi bohaterów nie były drętwe, bzdurne i nie wołały o pomstę do nieba. Huck naprawdę dała dobre rady Hope, która nie radziła sobie z poczuciem winy. Powiedziała jej kilka mądrych słów, a dziewczyna postąpiła względem Eltona bardzo dojrzale i bez fochów czy przewracania oczami. Kryzys tej bohaterki został zażegnany w odpowiedni i satysfakcjonujący sposób. Te kilka ciekawych wydarzeń spowodowało, że bohaterowie, a zarazem aktorzy, nie mieli za wielu okazji, aby irytować widzów, jak to się dzieje od początku serialu. Wyglądało na to, że twórcy zakończoną epizod w przesłodzony do granic możliwości sposób, czyli randką Iris i Percy’ego, których zaloty są niezręczne i toporne. Jednak akcja potoczyła się zupełnie inaczej. Zaserwowali nam cliffhanger, w którym zginął Tony (tym razem raczej nie mamy do czynienia z make-upem). Nie powinniśmy wynosić pochopnych wniosków, że stoi za tym Silas, mimo że zakrwawione narzędzie zbrodni oraz motyw chęci odegrania się na Percym wskazują na jego winę. Mogło być też zupełnie inaczej. Najważniejsze, że element zaskoczenia zadziałał w stu procentach. Truth Or Dare to przyzwoity odcinek. Oczywiście mógł zostać lepiej nakręcony, ale bardzo cieszy ta pozytywna odmiana. Nie zabrakło w nim emocji i szokujących momentów. Wszystko tu dobrze zagrało – od retrospekcji po wątek Hope i cliffhanger. Nie jest to rewelacyjny epizod, ale zadowalający i przede wszystkim znośny w porównaniu do tego, co do tej pory oglądaliśmy. I dzięki tej zaskakującej końcówce po raz pierwszy, aż chce się obejrzeć kolejny odcinek, aby odkryć tajemnicę tych makabrycznych wydarzeń. Kto by pomyślał, że jest jeszcze nadzieja dla tego serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj