W nowym odcinku The Walking Dead: Nowy świat bohaterowie starali się przechytrzyć Armię Republiki Obywatelskiej dowodzonej przez Jadis. Plan Leo okazał się bardzo skuteczny, a jednocześnie też brutalny, bo bez wahania bohaterowie wysadzali w powietrze zombie oraz żołnierzy w tunelach. Gdy mieli za zakładnika Masona, wszystko szło jak po maśle, do czasu, gdy okazało się, że z laboratorium zabrano gaz, który miał posłużyć do ataku na Portland. Zwrot akcji nie ekscytował, ale przynajmniej twórcy zapewnili widzom nieco emocji, gdy Felix i Hope musieli walczyć z zamrożonymi zombie, co nie było łatwe. I to był świetny motyw, że przez chłód trudniej było przebić się przez czaszkę i zabić żywe trupy. Dziewczyna musiała się namęczyć, żeby poradzić sobie z przemienioną Lylą, co trzymało w napięciu. A przy okazji przypomniano widzom, że Hope sporo przeszła w ciągu dwóch sezonów - namieszano jej w głowie. Ta scena była pełna grozy, co rzadko zdarza się w tym serialu. Również wydarzenia, w których Jadis zatrzymała grupę Felixa, emocjonowały. Pollyanna McIntosh bardzo wczuła się w swoją rolę, dzięki czemu jej argumenty o słuszności działań Armii wybrzmiewały z dużą mocą i przekonaniem. Atak zombie spowodował spore zamieszenie, w którym zginął Percy. Jednak zamiast przejmować się tragicznym losem tego bohatera, uwagę odwracała drewniana gra Aliyah Royale. Jest tak słabą aktorką, że nawet zniszczyła ten trzymający w napięciu moment, gdy Hope celowała z broni w Masona i była bliska naciśnięciem spustu. Gra Alexy Mansour też nie powalała na kolana, ale Royale z tą swoją pozbawioną jakichkolwiek uczuć kamienną twarzą zniweczyła wysiłek twórców, którzy muzyką i przebłyskami z przeszłości budowali napiętą atmosferę. Żenujący występ aktorki zrujnował całe wydarzenie. Chyba nie muszę wspominać, że po takim pokazie braku talentu aktorskiego łzy Iris (przy spotkaniu z przyjaciółmi w końcówce) wywoływały śmiech, a nie współczucie.
fot. AMC
W międzyczasie Elton i Silas też mieli ręce pełne roboty. Najpierw ten pierwszy wyciągał kulę z boku Dennisa. Twórcy nawet nie wysilili się, żeby zachować pozory jakiegokolwiek realizmu w tej scenie (chyba łatwiej byłoby przeprowadzić „operację”, gdyby leżał w odwrotną stronę?). Przynajmniej Maximilian Osinski wczuwał się w rolę i jego cierpienie było przekonujące. Później chłopcy poszli po leki, gdzie napotkali kilka przeszkód, które urozmaiciły ich wyprawę. Ostatecznie uciekli przed zombie w sferze Indiry… The Walking Dead: Nowy świat to nie jest Fear the Walking Dead, gdzie można sobie pozwolić na chwilę humoru czy groteski i popuszczenie wodzy fantazji, bo twórcy mają swobodę kreatywną i niczego nie muszą udowadniać. A nawet jeśli już scenarzyści wpadli na taki idiotyczny pomysł, to należało zapewnić scenie najwyższej jakości efekty specjalne. Te niestety były na poziomie sarenki z The Walking Dead z niesławnego odcinka 7. sezonu. Serial takimi motywami jeszcze bardziej się ośmiesza, choć na pewno nie miał takiego celu. Kolejny problem to Huck, w którą wciela się Annet Mahendru. Aktorka momentami za bardzo się stara w ukazywaniu wewnętrznego konfliktu i zawahania bohaterki. Przedobrzyła swoją nadgorliwością, co było najlepiej widoczne, gdy biła się z myślami w scenie przy pojazdach. Szczególnie że nie było to wymagane, ponieważ twórcy w ciągu 2. sezonu bardzo dobrze nakreślili stan emocjonalny tej postaci. Dlatego cierpienie Jennifer w końcówce było przekonujące. Przy okazji bohaterka odkryła, że tuż obok miejsca, w którym pracował Dennis, stało kilkanaście czarnych kontenerów, a co najmniej w jednym znajdował się zaginiony gaz. Ten zupełnie przypadkowy sposób odkrycia butli trochę śmieszy, ale za to ostatni odcinek zapowiada się wybuchowo. Natomiast przedostatni epizod The Walking Dead: Nowy świat wcale nie był taki zły. Wydarzenia rozwijały się dynamicznie, a śmierć Percy’ego zaskakiwała. Szkoda, że twórcy pozbyli się go w tak bezceremonialny sposób. Ted Sutherland zasłużył na nieco lepsze pożegnanie z serialem, bo dzięki niemu 1. sezon był znośny w jego drugiej części. Nie brakowało też scen trzymających w napięciu, a zombie wyglądały jak zwykle odrażająco. Jednak odcinek miał sporo niedociągnięć i zgrzytów, które zaburzyły jego odbiór. Teraz czas na finał serialu, który może w końcu wyjaśni sens powstania tego nędznego spin-offa The Walking Dead.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj