The Walking Dead powraca po przerwie z drugą częścią 11. sezonu - i to w wielkim stylu! W odcinku nie zabrakło dużych emocji, brutalnych scen i zaskoczeń. Oceniam.
Dziewiąty odcinek
The Walking Dead rozpoczął się od tego samego momentu, w którym zakończył się poprzedni, czyli od Leah odpalającej hwachę. Początek epizodu był bardzo widowiskowy, a odrazę wywoływały szwendacze trafione strzałami. Fruwające wkoło flaki i szczątki wyglądały makabrycznie. Kamera podążała za Maggie, która uciekała przed ostrzałem, ale też musiała walczyć ze Żniwiarzem, próbującym wypchnąć ją w pole rażenia hwachy. Ostatecznie sobie poradziła z napastnikiem i ukryła się z Neganem oraz rannym Elijah w jednym z budynków Południka. Ten brawurowy początek był tylko zapowiedzią kolejnych wydarzeń, które wywoływały dreszczyk emocji. Dobrze, że postanowiono je pokazać przy świetle dziennym, choć nagły świt nieco zaskakiwał.
Podczas starcia ze Żniwiarzami do walki wkroczył również Daryl, który uporał się z Austinem. Jego starcie było bardzo fizyczne, ponieważ te przepychanki wymagały dużo siły z obu stron. Z kolei Gabriel skonfrontował się w kaplicy z Manceą, który trochę z niego drwił, ale zdaje się, że nie miał złych intencji. Ważne, że scena trzymała w napięciu. Przez moment wydawało się, że Żniwiarz przekona go do podążania ścieżką wiary i pokoju. Jednak chwila wahania minęła, gdy Gabriel usłyszał na zewnątrz strzały z broni. Z zimną krwią zabił Mancea, co budzi mieszane uczucia w stosunku do tego bohatera, który wyzbył się na przestrzeni ostatnich sezonów jakichkolwiek skrupułów.
Również Maggie, Negan i Elijah przeszli do kontrataku. Zwabili w pułapkę Carvera, okrążając go. Jednak przewaga liczebna nie wystarczyła, żeby go szybko pokonać. Bohaterowie doznali poważnych obrażeń. Ostatecznie sprawę zakończył Negan ciosem z dzwonu, co okrasił zabawnym komentarzem w swoim stylu. Chwila humoru szybko minęła, gdy Maggie próbowała dobić Carvera, ale zatrzymał ją trzeźwo myślący Daryl.
Doszło do kolejnej konfrontacji tym razem już między ludźmi Leah i naszymi bohaterami z Alexandrii. Jej przebieg nie pasjonował, a scena nie trzymała zanadto w napięciu. Jednak oglądaliśmy dużo emocji ze strony Elijah, który pragnął zemsty za śmierć siostry. Nie był usatysfakcjonowany humanitarnym rozwiązaniem konfliktu i puszczeniem wolno Żniwiarzy. I tak naprawdę to dzięki Okea Eme-Akwariemu w tej roli i jego wspaniałemu występowi ta zmiana decyzji Maggie przekonywała. Bezwzględnie wymordowała tych złoczyńców z niezwykłym okrucieństwem. Cała scena wciskała w fotel, dzięki pracy kamery oraz muzyce w tle, która intensyfikowała emocje. I oczywiście Lauren Cohan też świetnie zagrała. Warto też zwrócić uwagę na zmieniający się wyraz twarzy Negana, który trzymał się na uboczu tej jatki. Nawet dla tego mordercy postępek Maggie nie był przyjemnym widokiem. Szczególnie że dla jeszcze większego kontrastu Daryl puścił Leah wolno.
Twórcy nie zapomnieli o Aldenie, który miał przeczekać walkę ze Żniwiarzami w opuszczonym kościółku. Raczej nie było zaskoczeniem, że w tym czasie umarł, gdy przypomnimy sobie jego obrażenia. Mimo wszystko mógł widzów ogarnąć smutek na widok przemienionego w szwendacza Aldena, którego dobiła zdruzgotana Maggie. Ta scena nie była przesadnie wzruszająca, ale na pewno Lauren Cohan zagrała ją z dużym wyczuciem, dzięki czemu nie przeszło się obok tej śmierci obojętnie.
Należy też wspomnieć o Neganie, który pod wrażeniem morderstw Maggie stwierdził, że jego też prędzej czy później spotka podobny los. Twórcy zafundowali widzom jeszcze chwilę niepewności, że ten antybohater ma złe zamiary wobec wdowy po Glennie. Ostatecznie po prostu odszedł, co może oznaczać pożegnanie z tym bohaterem w
The Walking Dead, co byłoby w duchu komiksu - jego odejście też odbyło się bez „fajerwerków” i po konfrontacji z Maggie. Z jednej strony byłaby to spora strata dla serialu, bo ten antybohater urozmaicał fabułę. Ale z drugiej strony wszystko już zostało powiedziane w temacie konfliktu z Maggie, więc niepotrzebne przeciąganie wątku nie byłoby wskazane. Może twórcy mają w zanadrzu jeszcze jakieś plany dla tej charyzmatycznej postaci?
Tymczasem w Alexandrii trwała walka z żywiołem. Bohaterowie barykadowali wyłom, czego twórcy znowu nie raczyli nam pokazać, ponieważ bardziej interesowało ich, jak radzą sobie Judith i Gracie w zalewanej przez wodę piwnicy z kąsającymi zombie. Sytuacja przedstawiała się dla nich dramatycznie. Jak tak stały na stole okrążone przez szwendaczy, w końcu można było poczuć, że to tylko dwie bezbronne dziewczynki. Wcześniej te emocje były nieco przytłumione. Na ratunek przyszedł Aaron, który bohatersko i efektownie obronił dzieci przed zombie. Podwodne sceny prezentowały się świetnie. Poza tym można było dostrzec wysiłek na twarzy Rossa Marquanda, któremu nie przyszło z łatwością wypychanie dziewczynek przez okno. Dzięki temu scena wyglądała bardziej realistycznie i przekonująco. Twórcy jeszcze trochę potrzymali widzów w niepewności, gdy Aaron wspinał się po rurze, więc obejrzeliśmy kilka klimatycznych ujęć. Uratowała go Lydia, choć to, w jaki sposób zdołał prześlizgnąć się do okienka bez ręki, pozostanie tajemnicą.
Ostatecznie bohaterowie pojednali się w zdewastowanej Alexandrii. Wielu powodów do radości nie mieli, ponieważ z niebezpiecznej wyprawy wróciło tylko kilka osób. Widok szczęśliwego Daryla był najbardziej pozytywnym wydarzeniem tego odcinka. Nareszcie ten wątek można zamknąć, bo ciągnął się od 10. sezonu (to 2 lata!).
Jednak twórcy nie poprzestali na tej radosnej końcówce. Z dyplomatyczną misją przybył Lance Hornsby z armią Wspólnoty oraz Eugenem. Jego nieskazitelny, czyściutki garnitur na tle sponiewieranej Alexandrii, spalonego młyna i zmęczonych mieszkańców budził niesmak. W szampańskim humorze proponował im świetlaną przyszłość, co brzmiało wręcz nierealnie. Ten kontrast znakomicie tu zadziałał. Natomiast największa niespodzianka czekała nas na samym końcu, gdy nastąpił przeskok czasowy o 6 miesięcy, a akcja przeniosła się do Wzgórza. Wygląda na to, że Daryl przeszedł na stronę Wspólnoty i nie jest w dobrych stosunkach z Maggie. Tym samym twórcy pozostawili widzów w stanie głębokiego szoku po tak zaskakującym cliffhangerze.
Najnowszy odcinek
The Walking Dead był znakomity i bardzo emocjonujący. Był prowadzony w zadowalającym tempie, a aktorzy popisali się ponadprzeciętnymi występami. Można się doczepić do kilku elementów, ponieważ pewne sceny pokazano skrótowo (Alexandria), ale zupełnie to nie wpływa na pozytywny odbiór epizodu. A do tego cliffhanger zachęca do śledzenia dalszej części historii. Czekamy na więcej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h