"The Walking Dead" zdołało poprzez wprowadzenie wątku Alexandrii nabrać wiatru w żagle i nieco świeżości. Na pierwszy plan tej serialowej walki o przetrwanie wysuwa się zderzenie dwóch skrajnych filozofii w budowaniu zalążka cywilizacji. I ogląda się to całkiem nieźle.
„
The Walking Dead” pożegnamy w przyszłym tygodniu na jakieś pół roku i twórcy na pewno będą chcieli swoim wyjątkowym, 90-minutowym finałem sprawić, abyśmy o żywych trupach szybko nie zapomnieli. Przedostatni odcinek serii – jak to często bywa – to do tego zwieńczenia preludium.
Powierzając Rickowi pozycję szeryfa społeczności, Deanna nie zdawała sobie sprawy z tego, że gdy ten facet jest odpowiedzialny za czyjeś bezpieczeństwo, nie cofnie się przed niczym, aby swój obowiązek wypełnić. Końcówka „Try” jasno to obrazuje – jest tylko jeden sposób, w jaki Alexandria będzie funkcjonować, a na stole mamy dwie różne opcje. Nie ma nic pomiędzy i żadnych kompromisów. Trzeba ustalić nową i jedyną definicję cywilizacji, od czasu apokalipsy zombie znaczenie tego pojęcia mocno się bowiem poszerzyło.
Nie ma więc na razie żadnego zagrożenia z zewnątrz, ale za to konflikt wewnętrzny jest aż nadto widoczny. Choć metody bohatera mogą być postrzegane jako bezwzględne, to jednak wydaje się rzeczą oczywistą, że tylko pod przywództwem Ricka i jego towarzyszy Alexandria może przetrwać dłużej i nie opierać się w dużej mierze na szczęściu, jak to było do tej pory. Filozofia Deanny w kontekście tego świata brzmi bardzo naiwnie. Bez zabijania niestety się nie obejdzie – „Nie walczysz, giniesz!”.
Ostatnia scena 15. epizodu zwiastuje, że nowo przybyli goście wcale nie są tak zjednoczeni, jak mogłoby się wydawać. Lojalność będzie przetestowana i rozłamy są możliwe, ale trudno wyobrazić sobie inny scenariusz w finale zatytułowanym „Conquer” niż przejęcie pełnej kontroli przez jedną ze stron.
[video-browser playlist="674971" suggest=""]
Hit AMC stara się być obecnie serialem bardziej przyziemnym w dobieraniu motywów, którymi się zajmuje. Skoro Alexandria miała być namiastką normalności, to i proste, ludzkie problemy znalazły się w jej centrum. Muszę przyznać, że czułem się momentami, jakbym oglądał „TWD: Sekcję Specjalną”, przy tak mocnym zaakcentowaniu zespołu stresu pourazowego Sashy czy kwestii przemocy domowej. Ale to działa i sprawdza się w położeniu, w jakim znajduje się teraz ta historia. Zresztą znęcanie się alkoholika Pete'a nad żoną okazało się punktem zapalnym zderzenia obu ideologii i przekonamy się wkrótce, jak wpłynie to na losy osady. A co jeszcze czeka nas w przyszłym tygodniu?
Ciekawie rozwija się wątek szwendaczy z wyżłobionym
W na czole. Teraz już wiemy, że jakiś psychopata zabija ludzi i karmi nimi zombie. Podczas seansu poprzednich epizodów podejrzewałem, że być może to
W czytamy nie w tę stronę i chodzi o
M, a osobą odpowiedzialną jest Morgan (Lennie James), który podąża za Rickiem i spółką od początku sezonu. Jednak po tym, jak zobrazowano nam prawdziwą naturę i brutalność tych zimnokrwistych zbrodni, zaczynam mieć co do tej teorii wątpliwości. Ta postać należy chyba do tych dobrych, prawda? W każdym razie zapowiada się, że Daryl i Aaron wpakują się niedługo w niezłe tarapaty.
Zobacz również: „The Walking Dead” – zwiastun finału 5. sezonu
„
The Walking Dead” oglądało się w sezonie 5B o wiele lepiej niż pod koniec zeszłego roku i miejmy nadzieję, że ten trend zostanie podtrzymany w finale.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h