"The Walking Dead" w najnowszym odcinku kontynuuje wydarzenia z premiery sezonu, ale nie robi tego w bezpośredni sposób - zachowana jest ciągłość wątków, aczkolwiek sytuacji przyglądamy się od drugiej strony. Na ekranie nie zobaczymy więc bohaterów, którzy zajmują się przemieszczeniem grupy zombie daleko od ich osady. Już to pozwoliło serialowi trochę odetchnąć. Czasem dobrze odpocząć chwilę od Ricka, Daryla, Glenna, Sashy czy Abrahama. Pozwala to rozwinąć się innym postaciom, czego właśnie byliśmy świadkami. To był naprawdę świetny odcinek - dynamiczny, pełen akcji, bardzo brutalny i krwawy, ale przecież właśnie tego oczekujemy po "The Walking Dead" i świecie pełnym nieumarłych. Brutalność została uzasadniona, nie pokazano jej jako zapychacza, tylko faktycznie miała sens i była zakotwiczona w historii. Dlatego to było tak dobre. Grupa obcych, która wdarła się do osady, była inna od ludzi, których w serialu oglądaliśmy: szalona, utwierdzona w swojej idei, interesująca. Ich motywy poznaliśmy pobieżnie, ale z pewnością wątek ten będzie kontynuowany. [video-browser playlist="755393" suggest=""] Znów udało się w "The Walking Dead" zaangażować nas w losy bohaterów, sprawić, że na nowo się nimi przejęliśmy, wzbudzić emocje i poczucie zagrożenia. To nie zdarzało się już od dawna. Świetne było pokazanie też kolejnych ewolucji postaci. Każdy, kogo mogliśmy oglądać, zmienił się w jakiś sposób. Niektórzy musieli dojrzeć choćby do zabijania. Świat, który czyha na zewnątrz, za bezpiecznymi murami dał o sobie znać. Z hukiem. Pora więc na nowo się przystosować. Rewelacyjna była Carol, która dokonała szybkiego i koniecznego przejścia od roli miłej, dobrodusznej gosposi do twardej, wyrachowanej i pozbawionej skrupułów kobiety, która robi to, co musi być zrobione. Taką Carol lubię najbardziej; czasem wciąż trudno mi uwierzyć w to, jaka ta postać była na samym początku. Pozytywnie zaskoczył też Carl, który podoba mi się najbardziej w swoim niebezpiecznym wcieleniu. Czytaj również: „The Walking Dead” znów traci widzów Także pod względem realizacyjnym odcinek stał na wysokim poziomie - świetny montaż i kolejne przejścia między scenami dodały mu wiele dynamiki. "The Walking Dead" nareszcie tętniło życiem, akcją, która zmieniała swoje tempo. Czterdzieści minut zleciało, zanim zdążyłam się zorientować. Chciałabym bardzo wierzyć, że teraz nadal będzie tak dobrze i serial nie wróci do swojej statycznej wersji, którą oglądaliśmy chociażby w premierze. Zasada jest taka: im więcej krwi i trupów, tym jest lepiej. Dobrze byłoby się tego trzymać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj