Ten odcinek po raz kolejny buduje wrażenie powtarzalności. Zbawcy przyjeżdżają do Hilltop, by jedynie rozwścieczyć mieszkańców swoim zachowaniem. Ja wiem, że trzeba pokazywać powody do nadchodzącej wojny ze Zbawcami, ale ileż można? Cały ten wątek w Hilltop w większości czasu jest wymuszony, wtórny i nie do końca potrzebny. Tak naprawdę wynika z tego mała przemiana przywódcy, który nie chce wojny, więc to zwiastuje nadchodzący konflikt. Prawdopodobnie cel jest jeden – Maggie przejmie władzę w mieście, więc to kolejny dość przewidywalny krok. Trudno się emocjonować takimi wydarzeniami. Plusem jest scena Maggie i Daryla. Z jednej strony da się wyczuć napięcie, gdy Zbawca przeszukuje znajdujący się nieopodal nich magazyn. Z drugiej strony jesteśmy wzruszeni, bo Daryl otwiera się przed nami wewnętrznie. To było potrzebne dla rozwoju postaci i zostało solidnie zrealizowane. Szkoda, że poza tym wątek Hilltop nie jest zbyt interesujący, a wręcz można uznać, że jest w większości wymuszony. Za oceanem ekscytują się orientacją seksualną Jesusa. Tylko jaki jest w tym sens? Scena jego rozmowy z Maggie zdecydowanie można uznać za zaletę odcinka. Subtelna, spokojna, szczera. I tyle, bo fakt, że Jesus lubi panów, nie ma żadnego znaczenia dla fabuły. Większość odcinka skupia się na tym, co zostało już zapowiedziane, czyli wyprawie Rosity i Sashy. Ten wątek jest tak poprowadzony, jak można było oczekiwać. Nudno, nieciekawie i irytująco. Rosita cały czas zachowuje się tak samo absurdalnie, a Sasha najwyraźniej poszła z nią tylko po to, by ją uratować. Nawet szczera rozmowa pomiędzy kobietami nie działa najlepiej, bo twórcy zadbali o to, by widz nie odczuwał emocji Rosity, a i wydaje mi się, że Sasha ostatnio dużo straciła. Najgorsza w tym jednak jest przewidywalność oraz absurd planu obu kobiet. Przez to cały wątek jest niepotrzebnym zapychaczem, który zostaje wprowadzony na siłę. Końcowe minuty sugerują, że taka może być prawda. Wiemy, że aktorka grająca Sashę ma główną rolę w serialu Star Trek: Discovery, więc jej nieuchronna śmierć jest formalnością. Ten odcinek bardzo mocno to podkreśla. Problem w tym, że twórcy robią to po linii najmniejszego oporu. Sasha może nigdy nie była jakąś szczególnie ważną postacią, ale nawet ona zasługuje na to, aby jej śmierć miała jakieś znaczenie, a ten odcinek pokazuje jedynie bezsens, w który brną twórcy. Jej motywacje są niezrozumiałe i naciągane. Wyjątkowy pod względem realizacji jest początek odcinka. Pięknie prowadzone, emocjonujące sceny, w których nie pada ani jedno słowo aż do przybycia Rosity. Jest w tym wyjątkowy klimat i subtelność. Coś pięknego! Szkoda, że podobna atmosfera rzadko gości w serialu. Ten odcinek The Walking Dead nie mógł się udać. Absurd i bezsens wątku Rosity i Sashy z góry był skazany na porażkę i nawet najlepszą realizacją nie uratowaliby tego wątku. Szkoda, że w takim momencie sezonu twórcy idą na łatwiznę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj