Pokłosie śmierci Carla w The Walking Dead zaczyna odgrywać jakąś rolę. Echo prośby Carla skierowanej do Ricka przewija się przez wszystkie wydarzenia. Twórcy wykorzystują ten motyw w sposób zaskakująco przemyślany. W obliczu wydarzeń ma to więcej sensu, niż w słowach Carla, które sugerowały idealistyczne mrzonki. Pokazanie, że chodzi o zachowanie swojego człowieczeństwa w tych nieludzkich czasach okazuje się fabularnym celem, do którego warto dążyć. W pewnym sensie to zawsze było ważne w tym serialu, ale z uwagi na inne istotniejsze wątki, schodziło na dalszy plan. Głównie po to, by bohaterowie podejmowali często sprzeczne z zasadami moralnymi decyzje. Teraz postawienie tego motywu na pierwszym planie w obliczu wojny, która niszczy człowieczeństwo, jest dobrą decyzją. Ładnie to podkreślono w reakcji Ricka na prośbę Jadis i późniejszym wniosku Michonne. To jest właśnie dziedzictwo Carla, które pomimo mojej raczej negatywnej reakcji na jego śmierć, może mieć pozytywny wpływ na serial. Taką formalnością okazuje się wątek Enid i Aarona, do którego twórcy dopiero powracają. Tyle czasu minęło od cliffhangera z ich historii, że wiele osób może nie pamiętać, o co tam w ogóle chodziło. Nie da się ukryć, że to najsłabsza część odcinka. Bez emocji i napięcia, bo nie ma nic, co sugerowałoby, że życie bohaterów jest zagrożone. Możemy szybko wywnioskować efekt, gdy padają banały z ust Enid, które mają motywować nową przywódczynię do jedynej słusznej decyzji. Jako że ta społeczność nadal nie chce walczyć, trudno mówić o jakimkolwiek sensie tego wątku. Na tę chwilę nic nie wnosi i jego obecność w tym odcinku jest zapychaczem. Czymś, co można byłoby zamknąć w jednym zdaniu opowieści w rozmowie Enid z Maggie. Ten odcinek osiąga wyżyny dzięki Neganowi i Simonowi. Nawet nie chodzi o wspólne sceny tych postaci, które mają w sobie wszystko to, co chcielibyśmy w tym serialu. Charyzma bohaterów, napięcie i dobry rozwój fabuły. Zauważmy, że po raz pierwszy Negan nie czuje się pewnie. Jest to zauważalne przez jego otoczenie, a obrazowane przez zachowanie Simona, który otwarcie mu się stawia. A przecież Simon bardzo mu się sprzeciwił, zabijając wszystkich śmieciarzy. To jedne z lepszych scen odcinka, nie z uwagi na standardowy fabularny zabieg z "lekcją" Zbawców, ale z jego realizacją. Emocje ze strony Jadis wylewały się z ekranu, gdy ginęli jej ludzie. Wbrew pozorom decyzja Simona nie była taka oczywista, ale jest przełomowa. Przed atakiem na Zbawców szybko ktoś wsypałby Simona, a teraz? Wszyscy milczą o tym, co się stało, a to jest przełomowe w tej historii, bo pokazuje, że Negan ma większy problem, niż sądzi. To też buduje doskonały potencjał na kolejne odcinki. Rozmowa Ricka z Neganem jest ważna i jest na granicy, której przekroczenie mogłoby wpłynąć negatywnie na poziom. Dobrze pokazano w miarę emocjonalną reakcję Negana na śmierć Carla. W tym miejscu bałem się, że twórcy przesadzą i Negan będzie chciał się godzić i tworzyć idyllę z poprzedniego odcinka, w której zmieni Lucille na grabie do ogródka. Twórcy jednak dobrze to wyważyli, dając nam do zrozumienia, gdzie leżą emocje i dając nam dobrą słowną utarczkę, w której Negan wychodzi zwycięsko. Widać, że argumenty dotykają Ricka, bo ma on świadomość, że w pewnym sensie jego wróg ma rację. Wiemy, jak śmierć Carla wpłynie na Rick. Teraz ciekawi mnie, jak w kolejnych odcinkach wpłynie na Negana. To jest coś, co może dobrze zaprocentować. The Walking Dead trzyma dość solidny poziom, oferując dobre rozłożenie akcentów na poszczególne wątki. Nie brak emocji, akcji z zombiakami, ale też ważnego fabularnego rozwoju, który - miejmy nadzieje - dobrze rozkręci resztę sezonu. Obawiam się, że kwestia Jadis może jeszcze wrócić i być wielkim problemem dla Ricka. Jego decyzja mogła być jednym z większych błędów w jego życiu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj