The Walking Dead niewątpliwie proponuje ważny odcinek, który wpisuje się w dobrą jakość tego sezonu. Trzeba przyznać, że Angela Kang naprawiła wiele rzeczy jako nowy showrunner. Po raz kolejny czuć pomysł, solidne wykonanie i -  co najważniejsze w tym serialu - minimalizację absurdów. Te są sporadyczne i w dużej mierze mają związek z kontaktem Ricka Grimesa ze szwendaczami.  Czasem w tych scenach, gdy budzi się atakowany przez zombie, można czuć naciąganie, ale już najgorzej to wygląda z koniem. Każdy, kto oglądał 4. odcinek, wie, że tutaj twórcy podchodzą do tematu zbyt luźno. I to jest kontynuowane, gdzie raz konik idzie spokojnie z hordą zombie dwa metry za ogonem, a raz zaczyna bez sensu panikować. Nie ma w tym konsekwencji w budowie dramaturgi i w paru momentach to razi. Jednak to tylko drobiazgi, które zasadniczo nie mają większego znaczenia. Porównując do poprzednich sezonów, widać na tym polu poprawę. Twórcy do końca pokazują, że Rick Grimes pozostaje sobą. Walczy nie o uratowanie swojego życia, ale o odciągnięcia stada zombie, by nie zagrażali jego rodzinie. To bardzo pasuje do tego bohatera i w jego ostatnim odcinku podkreśla cechy, które są powodem, dla których m.in. był w centrum historii od samego początku. To właśnie to ma w sobie sporo napięcia, bo w odróżnieniu od wielu innych bohaterów, o los Ricka Grimesa każdy się niepokoi. Udaje się to reżyserowi dobrze i stopniowo potęgować, aż kulminacja jest w stanie zbudować wielkie emocje. Wątek zrozumienia przez Ricka Grimesa, że tak naprawdę jego przyjaciele są jego rodziną, może wydawać się idealistyczny, trochę nawet kiczowaty, ale gdy się nad tym zastanowić, pasuje idealnie w tym danym momencie i w tych okolicznościach. Ta scena, gdy Rick wysadza most, przez to też staje się przejmująca, bo tak jak wszystkie postacie, jesteśmy przekonani, że - powiedzmy sobie to szczerze - główny bohater The Walking Dead właśnie poświęcił się dla swoich bliskich. To właśnie w tym momencie są emocje, które dają oczekiwaną satysfakcję. Widać jednak, że twórcom nie zależało na budowaniu wzruszenia, bo szybko dowiadujemy się, że Rick Grimes żyje. Jadis uratowała go i zabrała helikopterem w nieznane miejsce. Nie oznacza to, że twórcy kłamali, bo postać została wypisana z serialu i był to jego ostatni odcinek. Jednak zaletą tego wątku jest fakt, że twórcy zdają sobie sprawę z ważności Ricka Grimesa i Andrew Lincoln. Uniwersum The Walking Dead nie może istnieć w momencie, gdy ta postać umiera. To ryzyko na tym etapie mogłoby doprowadzić do końca serialu, a tak furtka została otwarta i Rick powróci w filmach, o czym twórcy sami powiedzieli po emisji odcinka.
fot: Jackson Lee Davis/AMC
+20 więcej
Istotnym elementem były halucynacje bohatera, które pozwoliły na powrót lubianych postaci z przeszłości. Dobrze było zobaczyć Shane'a, Sashę oraz Hershela, acz z uwagi na śmierć Scott Wilson ten ostatni występ nabiera jakiegoś głębszego wydźwięku. To wszystko zostało wprowadzone z rozmysłem, by Rick nabrał siły do walki  i zrozumiał, co tak naprawdę musi zrobić. Duży plus za kilka smaczków nawiązujących do pilota, ale ogólnie rzecz biorąc - to tylko taki zabieg upiększający, który nieszczególnie porywa. Po zapowiedziach oczekiwania jednak były większe, a to jest po prostu poprawne i solidnie wykorzystane. Miało odpowiedni cel, ale nie czuję z tego powodu większej satysfakcji i mimo wszystko znaczenia fabularnego. Fakt, że Rick ostatecznie dzięki temu zdaje sobie sprawę z ważnych rzeczy, nie jest pełnym usprawiedliwieniem dla wypełnienia czasu smaczkami. Dlatego ostatecznie ten wątek wywołuje mieszane odczucia. Maggie kontra Negan to jedna z lepszych scen. Jeffrey Dean Morgan ponownie kradnie show, przypominając o tym, jaką jest wyjątkową postacią z niezwykłą charyzmą. Jego próba manipulacji Maggie oraz ostatecznie załamanie pokazuje, że Negan jakiego znamy tak naprawdę nie żyje. Łzy, błaganie o śmierć to coś, czego trudno było oczekiwać po tej postaci, ale w tym danym momencie sprawdziło się to wyśmienicie. Wiadomo było, że większą karą dla niego jest właśnie to więzienie, nie śmierć z ręki Maggie. Niby oczywistość, którą mogliśmy oczekiwać i coś, czego Rick był świadomy, ale było to potrzebne i prawidłowo przedstawione.

Rick Grimes powróci. Będą filmy ze świata The Walking Dead

Największą zaletą jest chyba jednak cliffhabger, który oferuje nam wieloletni przeskok w czasie. Ostatnia scena z o wiele starszą Judith Grimes z rewolwerem i czapką Carla to taka urocza obietnica, że choć Ricka nie ma, Grimesowie nadal są obecni i silni. To może gwarantować, że kolejne odcinki jakoś wypełnią lukę i pokażą coś dobrego. The Walking Dead oferuje niezły odcinek, ale na pewno nie zapisze się on w historii  tego serialu jako jeden z najlepszych. Mimo wszystko po pożegnaniu Ricka Grimesa można i nawet trzeba było oczekiwać więcej i mocniej. A twórcy postawili na opowieść kameralną, wręcz intymną, która pozwala spojrzeć na to, jak Rick zmienił się od pilota i kim się stał. Być może gdyby jednak zginął, a otwartej furtki by nie było, wrażenie byłoby inne. A tak to po prostu jest solidnie. Biorąc pod uwagę ostatnie sezony The Walking Dead, to duży plus.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj