Problemy, o których wspomniałam, wcale nie są podyktowane faktem, że twist, który otrzymaliśmy, jest inny niż dotychczas. Poprzednio na końcu każdego odcinka mieliśmy zaserwowany element zaskoczenia, który wbijał w fotel i był swego rodzaju przymusem do oglądania dalej. Tym razem jest inaczej - główny zwrot akcji zostaje wydobyty już wcześniej. Dzięki temu możemy bardziej poznać motywacje bohaterów i ich sposób myślenia. I choć nie do tego przyzwyczaili nas twórcy, to jednak cieszę się, że serial idzie w tę stronę. Taka sama forma w pewnym momencie mogłaby zacząć przytłaczać, a stosując taki zabieg, twórcy dostarczyli czegoś nowego, zapewnili powiew świeżości. Zgrzytać zaczął jednak przede wszystkim wątek Kevina. Kreowanie go na egoistycznego brata zapatrzonego tylko w swoje aktorskie problemy pcha całość w stronę schematów, w których, miejmy nadzieję, serial się nie zagnieździ. Kolejnym drażliwym wątkiem był też problem karmienia Rebeki. Podczas gdy wcześniej twórcy przyzwyczaili nas do inteligentnego kreślenia fabuły, to tutaj ta przenośnia była aż nazbyt dosłowna. Pomimo tych kilku drażliwych tematów serial nie traci tego, za co tak wiele osób zaczęło go cenić. Dalej zachwyca rodzinnym ciepłem i klimatem, który kojarzy się z bezpieczeństwem i stabilnością. Historia posuwa się do przodu, kolejne karty zostają odkryte, pewne sprawy wyjaśnione, a inne postawione pod znakiem zapytania. I dalej realizm jest tutaj rzeczą najważniejszą. To właśnie ta prawdziwość jest czymś, co stawia serial na tak wysokim poziomie. Choć trzeci odcinek This Is Us ma pewne minusy, nie są one na tyle wyraźne, aby wpłynęły na cały obraz serialu. Miejmy nadzieję, że twórcy nie skręcą w złą stronę i dalej będą dostarczać nam tak dużej przyjemności z oglądania. Kyle, podobnie jak poprzednie odcinki, wywołuje ochotę na więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj