Kontrowersje wokół „zrobienia z Thora kobiety” wybrzmiały i nad Wisłą już jakiś czas temu, bo też polski wydawca, Egmont, zaległości względem Stanów nadrabiał dosyć długo. Polscy fani od dawna więc wiedzieli i rewolucji w Asgardzie, zdążyli już na nią sarkać, teraz zaś otrzymali okazję, by przekonać się, jaki jest sam komiks. Cóż, nijaki. Jason Aaron, który zwłaszcza w pierwszych dwóch tomach swojej serii o Thorze pokazał, że doskonale rozumie tę postać i potrafi opowiadać niesamowicie zajmujące historie o Bogu Gromów, tu dokonuje spektakularnej wolty… z której niewiele na chwilę obecną wynika. Jasne, to dopiero początek nowej opowieści, niemniej Thor-kobieta na ponad stu stronach komiksu nie robi niczego ciekawego, ot kopie kilka tyłków. Paradoksalnie, kobieta dostała tu rolę typowego męskiego, komiksowego osiłka, który sprawdza się wyłącznie w scenach akcji. Sama zmiana jeżeli chodzi o to, kto dzierży Mjolnir w założeniu jest bardzo interesująca – nie dość, że ożywia serię, która pod dwóch wybitnych tomach już wielkości nie osiągnęła, to jeszcze daje nam dwoje intrygujących bohaterów: Thora Odinsona, niegodnego, upadłego, okaleczonego i poniżonego boga, oraz Thora-kobietę, czyli kogoś w tym świecie nowego, kto dopiero uczy się swoich mocy. W teorii to świetne połączenie: stary wyga i młoda „kadetka”.
Źródło: Świat Komiksu
W praktyce jednak zabrakło pomysłu na samą opowieść. Znowu jest Roxxon i Minotaur, wraca Malekith, mamy kilka naprawdę efektownych scen z lodowymi olbrzymami, ale tak poza praniem wielkich niebieskich gości po mordach nie dostajemy nic. No, może w wątku Thora Odinsona, gdzie widzimy jego relacje z matką, Freyą, o ojcem, Odynem. Poza tym jednak Thor #01: Gromowładna to przede wszystkim zalążki historii. Samo nowe, kobiece oblicze Thora jest intrygujące. Trochę szkoda, że z powodu opóźnień względem Stanów i w Polsce wielu fanów wie, kto kryje się pod maską Gromowładnej. Niemniej trzeba narzekać na Aarona za to, że trochę nie ma ręki do płci pięknej, ponieważ jego Thor-kobieta, oprócz machania młotem, strasznie dużo rozmyśla, trochę niczym nastolatka podenerwowana pierwszym dnie w szkole, jakby niedojrzale, chaotycznie. Mam nadzieję, że szybko się „ogarnie” i dostaniemy pełnoprawną bohaterkę. 
Fakt, Aaron zasłużył na kred zaufania, bo jednak pozostaje jednym z najciekawszych scenarzystów swojego pokolenia. Na chwile obecną przy Gromowładnej trzymają mnie jednak głównie piękne rysunki Russell Dauterman i Jorge Molina.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj