Odinson okazał się niegodny nosić swego magicznego młota. Mjolnir spoczął na Księżycu i – jak dotąd – nikt nie zdołał go podnieść. Nikt poza tajemniczą kobietą, której prawdziwej tożsamości nie zna nawet wszechpotężny Odyn. Tylko ona może ocalić Ziemię przed najazdem lodowych olbrzymów. Musi jednak mieć się na baczności – Gromowładny nie będzie się biernie przyglądał, jak ktoś inny dzierży jego młot...
Premiera (Świat)
21 marca 2018Premiera (Polska)
21 marca 2018Polskie tłumaczenie
Marceli SzpakLiczba stron
120Autor:
Russell Dauterman, Jorge Molina (1) więcejKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Kontrowersje wokół „zrobienia z Thora kobiety” wybrzmiały i nad Wisłą już jakiś czas temu, bo też polski wydawca, Egmont, zaległości względem Stanów nadrabiał dosyć długo. Polscy fani od dawna więc wiedzieli i rewolucji w Asgardzie, zdążyli już na nią sarkać, teraz zaś otrzymali okazję, by przekonać się, jaki jest sam komiks.
Cóż, nijaki. Jason Aaron, który zwłaszcza w pierwszych dwóch tomach swojej serii o Thorze pokazał, że doskonale rozumie tę postać i potrafi opowiadać niesamowicie zajmujące historie o Bogu Gromów, tu dokonuje spektakularnej wolty… z której niewiele na chwilę obecną wynika. Jasne, to dopiero początek nowej opowieści, niemniej Thor-kobieta na ponad stu stronach komiksu nie robi niczego ciekawego, ot kopie kilka tyłków. Paradoksalnie, kobieta dostała tu rolę typowego męskiego, komiksowego osiłka, który sprawdza się wyłącznie w scenach akcji.
Sama zmiana jeżeli chodzi o to, kto dzierży Mjolnir w założeniu jest bardzo interesująca – nie dość, że ożywia serię, która pod dwóch wybitnych tomach już wielkości nie osiągnęła, to jeszcze daje nam dwoje intrygujących bohaterów: Thora Odinsona, niegodnego, upadłego, okaleczonego i poniżonego boga, oraz Thora-kobietę, czyli kogoś w tym świecie nowego, kto dopiero uczy się swoich mocy. W teorii to świetne połączenie: stary wyga i młoda „kadetka”.
W praktyce jednak zabrakło pomysłu na samą opowieść. Znowu jest Roxxon i Minotaur, wraca Malekith, mamy kilka naprawdę efektownych scen z lodowymi olbrzymami, ale tak poza praniem wielkich niebieskich gości po mordach nie dostajemy nic. No, może w wątku Thora Odinsona, gdzie widzimy jego relacje z matką, Freyą, o ojcem, Odynem.
Poza tym jednak Thor #01: Gromowładna to przede wszystkim zalążki historii. Samo nowe, kobiece oblicze Thora jest intrygujące. Trochę szkoda, że z powodu opóźnień względem Stanów i w Polsce wielu fanów wie, kto kryje się pod maską Gromowładnej. Niemniej trzeba narzekać na Aarona za to, że trochę nie ma ręki do płci pięknej, ponieważ jego Thor-kobieta, oprócz machania młotem, strasznie dużo rozmyśla, trochę niczym nastolatka podenerwowana pierwszym dnie w szkole, jakby niedojrzale, chaotycznie. Mam nadzieję, że szybko się „ogarnie” i dostaniemy pełnoprawną bohaterkę.
Fakt, Aaron zasłużył na kred zaufania, bo jednak pozostaje jednym z najciekawszych scenarzystów swojego pokolenia. Na chwile obecną przy Gromowładnej trzymają mnie jednak głównie piękne rysunki Russell Dauterman i Jorge Molina.