Nowy album z Thorgalem to duże zaskoczenie. Ma inny format i dwa razy większą objętość niż tradycyjne tomy przygód tytułowego bohatera. Co więcej, na okładce brakuje nazwiska Grzegorza Rosińskiego i aktualnych twórców serii – jest tylko Robin Recht. Czytelnikom mówi on raczej niewiele, ale mieliśmy już w Polsce do czynienia z tym twórcą, choćby za sprawą serii fantasy Elryk, w której był rysownikiem. Żegnaj Aaricio to jego w pełni autorskie dzieło, choć jednocześnie mocno tkwiące w uniwersum Thorgala. I jak się okazuje, to komiks, któremu udało się przywrócić blask serii i wzbudzić nadzieje wiernych fanów, którzy sami przyznawali, że ostatnie lata były dla Thorgala zwyczajnie stracone. Czym zatem różni się komiks Robina Rechta od albumów (również tych z serii pobocznych), których w ostatnich latach nagromadziła się pokaźna liczba, ale które nie porwały fanów serii? Najistotniejsza informacja to taka, że Żegnaj Aaricio to pierwszy album w ramach kolekcji Thorhal. Ma ona ukazywać odrębne historie, na różne sposoby wzbogacające główną sagę. To chyba najlepszy ruch, jaki mogły wykonać osoby zarządzające światem Thorgala, bo obecni twórcy głównej serii nie potrafili eksploatować go z rozmysłem. Takie odrębne i skończone historie dają duże pole do popisu i aż dziw, że wcześniej nie sięgnięto po to rozwiązanie. Już pierwsze plansze z Żegnaj, Aaricio pokazują, że to właściwie obrana droga, otwierająca przed tym uniwersum szereg nowych, twórczych możliwości. Thorgal to starzec. Tytuł albumu sugeruje pożegnanie z jego ukochaną i tak się właśnie zaczyna ta historia – pogrzebem Aaricii. Co się wydarzyło? Tego nie wiemy. Gdzie są dzieci Thorgala? Również nie wiemy. To jednak nieistotne, bo taki początek stanowi bardzo ciekawy punkt wyjścia, zwłaszcza że już za chwilę ów postarzały bohater za sprawą knowań wężowego Nidhogga przeniesie się w swojej starszej postaci do czasów młodości, by przeżyć – przynajmniej w końcówce tej historii – naprawdę szaloną przygodę.
Źródło: Egmont
Napisałem o końcówce, ponieważ przez większość czasu historia starego Thorgala, który trafia do swojej wioski i wraz ze swoim młodym odpowiednikiem rusza na poszukiwanie uprowadzonej małej Aaricii, rozwija się powoli, bez jakichś większych przełomów fabularnych. Razem z Gandalfem Szalonym i nową bohaterką, potężną Czarną Skraelingijką (choć do końca nie jestem pewien, czy rzeczywiście nową), idą śladem Baaldów, porywaczy, którym zależało głównie na nieistniejącym klejnocie, będącym w posiadaniu dziewczynki (czyli na Łzach Tjahziego). I tak do finału, który przewróci całą historię Thorgala do góry nogami.
Wierni czytelnicy serii dobrze pamiętają, że zabawy z czasem były jednym z jej atutów. Album Władca Gór, w którym ten motyw jest eksplorowany, to jedno ze szczytowych osiągnięć tandemu Rosiński – Van Hamme, potem była jeszcze Korona Ogotaia, w której Thorgal spotkał swojego dorosłego syna, ale Robin Recht podszedł do tematu na swoich prawach. Bardziej niż na zabawie paradoksami zależy mu na oddaniu potężnych emocji, które targają bohaterami. I dotyczy to nie tylko obu wersji Thorgala, ale także Gandalfa Szalonego, do którego sposobu bycia twórca dokłada kilka nowych, aktywujących czytelniczą czujność elementów. I choć ta historia jest być może ponad miarę rozdmuchana, to czuć w tym spokojniejszym rytmie ze środka opowieści określony cel – mamy podczas tej wyprawy obserwować zmieniające się zachowanie kilku kluczowych postaci, które przełoży się na ich decyzje w finale. A te rzeczywiście potrafią mocno poruszyć czytelnika i wpłynąć z niespodziewaną siłą na los bohaterów. Robin Recht nie jest zapatrzony w dokonania Rosińskiego, co widać już na pierwszych planszach. Jego Thorgal ma inny klimat. Graficznie to naprawdę inna bajka, choć gdy trafiamy do czasów młodości bohatera, jest już bardziej tak, jak to zapamiętaliśmy. Cały czas jednak czuć estetyczną różnicę. I dobrze, bo podążanie cały czas tą samą ścieżką w pewnym momencie zaczyna nużyć i narusza nimb legendy. Żegnaj Aaricio sprawia, że ta legenda wciąż żyje, a w uniwersum Thorgala nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa. Czekamy zatem na dalsze tomy tej kolekcji. Pierwszy z pewnością mocno rozbudził czytelnicze apetyty.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj