Serial Titans w odcinku Together zaliczył duży jakościowy spadek - ostatnia odsłona serii jest najgorszą z dotychczasowych, choć z pewnością światełko w tunelu bolączek fabularnych i tak dostrzegliśmy.
Za nami najgorsza z dotychczasowych odsłon serialu
Titans. Choć już sam tytuł ostatniego odcinka,
Together, zapowiadał wspólne działania tytułowej drużyny herosów, mankamenty narracyjne i banalne rozwiązania fabularne zdecydowanie odebrały nam przyjemność z seansu. Tak źle w tej produkcji jeszcze nie było - trudno jednak o inny obrót spraw, gdy przez blisko 10 minut Tytani demonstrują sobie nawzajem swoje moce jak nieopierzone podrostki, wątek Nuclear Family korzysta z dokładnie tych samych schematów, które twórcy pokazywali nam już wcześniej, a Dick i Kory oddają się seksualnemu uniesieniu w sposób tyleż dziwaczny, co wymuszony. Przez większość odcinka w zasadzie niewiele się dzieje, a kolejne dysputy niekiedy ocierają się o frazesy na modłę tych wypowiadanych przez superbohaterów stacji The CW. Gdzieś z tyłu głowy może pojawić się wrażenie, że mamy tu do czynienia z serialem dwóch prędkości - pozuje on na mroczną i dojrzałą produkcję, jednak pod tą warstwą kryją się całe pokłady głupotek typowych dla kina młodzieżowego. Sęk w tym, że czasami jest tak poważnie, że aż śmiesznie.
Sekwencja z demonstracją mocy w stodole w założeniu miała wnieść do historii subtelną dawkę humoru. Nic takiego się jednak nie dzieje, a co bardziej wymagający widzowie będą chowali twarz w dłoniach dostrzegając, jak Tytani reagują na całą sytuację - ni to się cieszą, ni dziwią. Gdy Gar przed i po przemianie zaakcentuje jeszcze swoją nagość, będziemy już rzut beretem od zażenowania. Tego samego, które towarzyszy nam w trakcie seksualnych igraszek Dicka i Kory. Nie zrozumcie mnie źle: wątek miłości obojga bohaterów, choć istotny w komiksach, nie może być na ekranie serwowany w sposób tak sztampowy. Jest więc gorzała, emocjonalne problemy w tle, Grayson ma jeszcze w dodatku na głowie wyraźnie spragnioną bliskości właścicielkę motelu. Twórcy nie do końca wiedzą, czy pożądanie herosów powinno być wybudzone w ramach czegoś na kształt zwierzęcości, czy raczej młodzieżowej eksploracji cielesności, co potwierdzałby jeszcze utwór wątpliwie okraszający całą scenę. Wszyscy stanęli więc w rozkroku: i scenarzyści, i Kory z Dickiem, który dochodząc do szczęśliwego finału nieoczekiwanie poległ w starciu z... butami swojego nowego obiektu westchnień.
Niepokoi fakt, że na tym etapie sezonu główna oś fabularna wciąż sprowadzana jest bardziej do roli drugoplanowego zagrożenia związanego z pojawianiem się Nuclear Family. Co prawda Dick w końcu trafia do jej mocodawcy, jednak laicy komiksowego świata będą mieli spory problem z rozszyfrowaniem, czego de facto cały wątek dotyczy. Co więcej, rodzinka złoczyńców wciąż czerpie z tego samego schematu wariactwa i szaleństwa; im częściej je widzimy, tym mocniej będziemy przeczuwać, że to w zasadzie jedyny pomysł scenarzystów na ekspozycję złoczyńców. Bolączki narracyjne dopełni jeszcze sfera wizualna. Na tym polu w
Together szwankuje właściwie wszystko, a ekranowe CGI jawi się jak pogrobowiec zapomnianych produkcji z lat 90. Beast Boy ochoczo prezentuje już swojego tygrysa, jednak zwłaszcza w starciu z Nuclear Family widać, jak sztuczny i odpychający w wyglądzie to twór. Nie inaczej dzieje się w przypadku manifestacji mocy Rachel i Kory; to wciąż ta sama mina głębokiego skupienia, podrasowana kolorem ognia czy mroku - nie przekonuje nawet wtedy, jeśli Tytanom mocno kibicujemy. Warto też zwrócić uwagę, że tym razem walki odbywają się przede wszystkim na małych przestrzeniach. Niestety, ich choreografowie, choć dwoili się i troili, najwidoczniej nie mieli większego pomysłu na to, jak pokazać, że nastoletni superbohaterowie to też zabijaki pełną gębą. Walczący Grayson nawet w obliczu wyprowadzanych w jego kierunku ciosów a to się rozejrzy, a to poduma, czy bronić się walizką, czy może lampą.
Źródło: MAteriały prasowe/DC Universe
Na całe szczęście o tym, że przed nami jeszcze dobrych kilka odcinków sezonu, twórcy przypominają sobie w końcowym akcie. Gdy Dick nachodzi Adamsona i lada moment ma polec w jatce z oddziałem taktycznym, na odsiecz przyjdzie mu nowy Robin, Jason Todd. Co prawda jego emo-fryzura będzie prezentować się odrobinę groteskowo, jednak z całą pewnością będzie ona pasować do charakteru tej postaci, jednej z najciekawszych, jakie jeszcze będziemy mieli okazję zobaczyć. Nie warto więc tracić wiary w serial
Titans, choć męczyć może fakt, że pod względem jakości artystycznej cała produkcja przypomina sinusoidę, a jej twórcy nie do końca potrafią określić, czym ma ona w gruncie rzeczy być. Ostatnie odcinki pokazują, że seria nie może celować we wszystkie konwencje i tonacje jednocześnie; rozdźwięk pomiędzy ekranową brutalnością i dojrzałością a typowymi dla nastolatków problemami protagonistów jest zbyt duży, by wypadał przekonująco. Szkoda, że twórcy zaserwowali nam w ramach
Together odcinek, który rozmył się gdzieś na poziomie przegadania i schematów. Doprawdy nikt by nie stracił na tym, gdyby w obecnym sezonie z niego zrezygnowano.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h