Titans: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
Serial Titans w odcinku Together zaliczył duży jakościowy spadek - ostatnia odsłona serii jest najgorszą z dotychczasowych, choć z pewnością światełko w tunelu bolączek fabularnych i tak dostrzegliśmy.
Serial Titans w odcinku Together zaliczył duży jakościowy spadek - ostatnia odsłona serii jest najgorszą z dotychczasowych, choć z pewnością światełko w tunelu bolączek fabularnych i tak dostrzegliśmy.
Za nami najgorsza z dotychczasowych odsłon serialu Titans. Choć już sam tytuł ostatniego odcinka, Together, zapowiadał wspólne działania tytułowej drużyny herosów, mankamenty narracyjne i banalne rozwiązania fabularne zdecydowanie odebrały nam przyjemność z seansu. Tak źle w tej produkcji jeszcze nie było - trudno jednak o inny obrót spraw, gdy przez blisko 10 minut Tytani demonstrują sobie nawzajem swoje moce jak nieopierzone podrostki, wątek Nuclear Family korzysta z dokładnie tych samych schematów, które twórcy pokazywali nam już wcześniej, a Dick i Kory oddają się seksualnemu uniesieniu w sposób tyleż dziwaczny, co wymuszony. Przez większość odcinka w zasadzie niewiele się dzieje, a kolejne dysputy niekiedy ocierają się o frazesy na modłę tych wypowiadanych przez superbohaterów stacji The CW. Gdzieś z tyłu głowy może pojawić się wrażenie, że mamy tu do czynienia z serialem dwóch prędkości - pozuje on na mroczną i dojrzałą produkcję, jednak pod tą warstwą kryją się całe pokłady głupotek typowych dla kina młodzieżowego. Sęk w tym, że czasami jest tak poważnie, że aż śmiesznie.
Sekwencja z demonstracją mocy w stodole w założeniu miała wnieść do historii subtelną dawkę humoru. Nic takiego się jednak nie dzieje, a co bardziej wymagający widzowie będą chowali twarz w dłoniach dostrzegając, jak Tytani reagują na całą sytuację - ni to się cieszą, ni dziwią. Gdy Gar przed i po przemianie zaakcentuje jeszcze swoją nagość, będziemy już rzut beretem od zażenowania. Tego samego, które towarzyszy nam w trakcie seksualnych igraszek Dicka i Kory. Nie zrozumcie mnie źle: wątek miłości obojga bohaterów, choć istotny w komiksach, nie może być na ekranie serwowany w sposób tak sztampowy. Jest więc gorzała, emocjonalne problemy w tle, Grayson ma jeszcze w dodatku na głowie wyraźnie spragnioną bliskości właścicielkę motelu. Twórcy nie do końca wiedzą, czy pożądanie herosów powinno być wybudzone w ramach czegoś na kształt zwierzęcości, czy raczej młodzieżowej eksploracji cielesności, co potwierdzałby jeszcze utwór wątpliwie okraszający całą scenę. Wszyscy stanęli więc w rozkroku: i scenarzyści, i Kory z Dickiem, który dochodząc do szczęśliwego finału nieoczekiwanie poległ w starciu z... butami swojego nowego obiektu westchnień.
Niepokoi fakt, że na tym etapie sezonu główna oś fabularna wciąż sprowadzana jest bardziej do roli drugoplanowego zagrożenia związanego z pojawianiem się Nuclear Family. Co prawda Dick w końcu trafia do jej mocodawcy, jednak laicy komiksowego świata będą mieli spory problem z rozszyfrowaniem, czego de facto cały wątek dotyczy. Co więcej, rodzinka złoczyńców wciąż czerpie z tego samego schematu wariactwa i szaleństwa; im częściej je widzimy, tym mocniej będziemy przeczuwać, że to w zasadzie jedyny pomysł scenarzystów na ekspozycję złoczyńców. Bolączki narracyjne dopełni jeszcze sfera wizualna. Na tym polu w Together szwankuje właściwie wszystko, a ekranowe CGI jawi się jak pogrobowiec zapomnianych produkcji z lat 90. Beast Boy ochoczo prezentuje już swojego tygrysa, jednak zwłaszcza w starciu z Nuclear Family widać, jak sztuczny i odpychający w wyglądzie to twór. Nie inaczej dzieje się w przypadku manifestacji mocy Rachel i Kory; to wciąż ta sama mina głębokiego skupienia, podrasowana kolorem ognia czy mroku - nie przekonuje nawet wtedy, jeśli Tytanom mocno kibicujemy. Warto też zwrócić uwagę, że tym razem walki odbywają się przede wszystkim na małych przestrzeniach. Niestety, ich choreografowie, choć dwoili się i troili, najwidoczniej nie mieli większego pomysłu na to, jak pokazać, że nastoletni superbohaterowie to też zabijaki pełną gębą. Walczący Grayson nawet w obliczu wyprowadzanych w jego kierunku ciosów a to się rozejrzy, a to poduma, czy bronić się walizką, czy może lampą.
Na całe szczęście o tym, że przed nami jeszcze dobrych kilka odcinków sezonu, twórcy przypominają sobie w końcowym akcie. Gdy Dick nachodzi Adamsona i lada moment ma polec w jatce z oddziałem taktycznym, na odsiecz przyjdzie mu nowy Robin, Jason Todd. Co prawda jego emo-fryzura będzie prezentować się odrobinę groteskowo, jednak z całą pewnością będzie ona pasować do charakteru tej postaci, jednej z najciekawszych, jakie jeszcze będziemy mieli okazję zobaczyć. Nie warto więc tracić wiary w serial Titans, choć męczyć może fakt, że pod względem jakości artystycznej cała produkcja przypomina sinusoidę, a jej twórcy nie do końca potrafią określić, czym ma ona w gruncie rzeczy być. Ostatnie odcinki pokazują, że seria nie może celować we wszystkie konwencje i tonacje jednocześnie; rozdźwięk pomiędzy ekranową brutalnością i dojrzałością a typowymi dla nastolatków problemami protagonistów jest zbyt duży, by wypadał przekonująco. Szkoda, że twórcy zaserwowali nam w ramach Together odcinek, który rozmył się gdzieś na poziomie przegadania i schematów. Doprawdy nikt by nie stracił na tym, gdyby w obecnym sezonie z niego zrezygnowano.
Źródło: Zdjęcie główne: DC Universe
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat