To może być jeden z bardziej spektakularnych powrotów do formy w popkulturze ostatnich lat. Po fatalnym i wołającym o pomstę do nieba finale 2. sezonu, który powinien zostać zakopany głęboko w ziemi, aby nie straszyć przyszłych pokoleń, Titans meldują się z nowymi odsłonami serii – i to takimi, o których trzeba dyskutować bez końca. Jakimś błogosławionym zrządzeniem losu na ekranie dobrze wypada niemal wszystko: tempo akcji, wytrawnie poprowadzona narracja, psychologiczna ewolucja postaci, siatka zależności pomiędzy nimi, budowanie napięcia i wprowadzanie nowych bohaterów. Owszem, niektóre elementy wciąż wymagają poprawy, lecz jakościowa przepaść pomiędzy kolejnymi sezonami jest ogromna. Twórcy wyciągnęli wnioski z dawnych błędów i – działając już pełnoprawnie pod sztandarem HBO Max – dzielą się z widzami opowieścią, która ma w sobie gigantyczny ładunek emocjonalny i niepodważalną autentyczność. Pomaga zwłaszcza przeniesienie akcji do Gotham, jej precyzyjne podczepienie pod komiksową mitologię Batmana i Robina, rezygnacja z niemożliwie rozwleczonego skupiania się na uczuciach protagonistów i odważne posunięcia fabularne – od szokującego uśmiercenia Hanka po zderzanie tytułowej drużyny młodych herosów z jądrem ciemności uosabianym przez Red Hooda. Zupełnie nie spodziewałem się, że wizyta w mrocznym, pokrytym warstwą białego puchu mieście Mrocznego Rycerza stanie się dla mnie aż tak satysfakcjonująca.  Odpowiedzialni za produkcję nie chcą tracić nawet chwili na wygłaszane przez bohaterów, puste frazesy czy inne emocjonalne dyrdymały. Od początku 3. sezonu wypływamy na głęboką wodę: nieopodal położonej w Parku Rozrywki w Gotham karuzeli Joker przy pomocy łomu zabija Jasona. Wydarzenie to określa fabularne reguły gry; Tytani przenoszą się do miasta Batmana z San Francisco, Bruce Wayne bierze krwawy odwet na Księciu Zbrodni i usuwa się w cień, Dick odnawia kontakt z komisarz policji, Barbarą Gordon, a wykąpany w Jamie Łazarza Todd powraca do żywych jako zmagający się z wykrzywioną na wszystkie strony psychiką Red Hood. Wybawcą tego ostatniego i jednocześnie mimowolnym sojusznikiem Dicka Graysona okazuje się przetrzymywany w Arkham Jonathan Crane aka Strach na Wróble. Akcja jeszcze przyśpiesza, gdy próbujący rozprawić się z Jasonem Hank wraca do Wayne Manor z przyczepioną do klatki piersiowej bombą – pomimo ogromnego wysiłku Tytani nie będą w stanie go uratować. Wielopoziomowa konfrontacja z coraz śmielej poczynającym sobie Red Hoodem jest już nieunikniona. Jakby tego było mało, Kory przeżywa regularne epizody psychiczne, które odbierają jej kontrolę nad własnym ciałem, natomiast przytłoczony spuścizną Batmana Grayson podważa zaufanie Barbary, porywając z konwoju policyjnego Crane'a. 5. odcinek obecnego sezonu rzuca z kolei nowe światło na genezę Red Hooda – jego motywacje wymykają się prostej diagnozie. 
fot. HBO Max/Warner Bros.
Titans z 3. sezonu powinni uchodzić za wzorzec starannie przemyślanego, nienastawionego na poklask i spieniężenie komiksowego dziedzictwa połączenia mitologii postaci DC z ich doskonale rozpisanymi, ekranowymi odpowiednikami. Z jednej więc strony twórcy raz po raz puszczają oko w kierunku najzagorzalszych fanów powieści graficznych, a to pokazując w Jaskini Nietoperza wielkiego dinozaura, a to przedstawiając na monitorze imiona i nazwiska potencjalnych następców Todda, wśród których znaleźli się Carrie Kelley czy Stephanie Brown. Z drugiej jednak nie można im w żadnym momencie odmówić szczerej miłości do bohaterów i systematycznego dbania o ich psychologiczny rozwój w opowieści. Tytani co prawda najlepiej wypadają tam, gdzie przyglądamy się im jako drużynie, ale w obecnej odsłonie serii o niebo lepiej sprawdza się rozbijanie grupy i wrzucanie jej członków w nieoczywiste zależności, jak w przypadku relacji Dicka i Barbary, Kory i Gara czy Graysona i Crane'a (Vincent Kartheiser). Ten ostatni kradnie właściwie wszystkie sceny ze swoim udziałem, choć w moim prywatnym rankingu ustępuje on pola fenomenalnie portretowanej przez Annę Diop Starfire i znakomicie wypadającemu w roli Red Hooda Curranowi Waltersowi. Popisy aktorskie są pochodną inteligentnego scenariusza, którego autorzy posiłkują się domieszkami konwencji grozy i horroru, aby w dojmującym, przepełnionym mrokiem świecie Gotham uwypuklać emocjonalne rozterki bohaterów. Ci dojrzewają zresztą w ekspresowym tempie, a ich mentalne starcia wydają się wreszcie posiadać odpowiedni środek ciężkości i emocjonalną podbudowę.  Wszystko to nie oznacza jednak, że twórcy ustrzegli się wpadek. Wątek Hawka i Dawn, na całe szczęście zakończony, miał raczej znaczenie pretekstowe, nastawione wyłącznie na mające zaskoczyć widza uśmiercenie pierwszego z nich. Pomimo poprawy na tym polu, niektóre z rozmów nadal przywodzą na myśl operę mydlaną, ginąc gdzieś w odmętach uczuciowego przestrzelenia akcentów – przypomnijcie sobie o tym, śledząc tyrady Hanka czy rozmawiającą z siostrą Kory. Nie potrafię również zrozumieć, dlaczego Conner stał się postacią drugo- czy nawet trzecioplanową, jawiącą się jako osobliwe połączenie dobrodusznego harcerzyka i nierozgarniętego geeka. Zachęcam Was jednak do tego, abyście – przynajmniej na razie – te grzechy autorom odpuścili. Wiele wskazuje na to, że fabuła rozwija się w dobrym kierunku, a postać Crane'a, unoszący się nad działaniami Tytanów duch Batmana, psychologiczne terapie bohaterów, interesująca choreografia scen walki czy nawet wprowadzenie do uniwersum Tima Drake'a w tej perspektywie prezentują się nad wyraz obiecująco.  Choć 3. sezon Titans jest w pierwszej kolejności rasową historią drużyny postaci nieustannie aspirujących do miana herosów, patrząc przez inny pryzmat dojdziemy do wniosku, że to opowieść o dwóch Robinach – Graysonie i Toddzie. Zmieniająca się dynamika ich relacji ma magnetyczną moc sprawczą, tym bardziej, że obaj muszą albo uwolnić się, albo przepaść w demonach przeszłości i pozostawaniu w cieniu Batmana. Odpowiedzialni za produkcję zdecydowali się na niezwykle ryzykowne zanurzenie dawnych Cudownych Chłopców w legendzie Mrocznego Rycerza, która koniec końców okazała się jakże potrzebnym motorem napędowym poszczególnych wątków. Po 5 odcinkach najnowszej odsłony serialu nie mam żadnych wątpliwości, że jest ona najlepszą z dotychczasowych. Chciałoby się jednak, aby odpowiedzialni za produkcję nie spoczęli na laurach i nie zadowolili się tym stanem rzeczy – Titans mają szansę stać się ważnym punktem na mapie współczesnych opowieści o superbohaterach. Niedawno ugrzęźli w fabularnym piekle. Teraz chyba szybują zaskakująco blisko stratosfery. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj