Już na wstępie rzuca się w oczy nowe intro. Brzmi to może śmiesznie, ale nie dość, że widać po nim większy budżet Jacka Ryana to wzrosło również doszlifowanie serialu nawet w takim detalu. Dzięki temu dostajemy jedną z najbardziej klimatycznych i najładniejszych sekwencji otwierających w historii seriali, a nie ma co się oszukiwać, konkurencja tu spora.
Akcja tego sezonu toczy się, przez większość czasu, w Ameryce Południowej, konkretnie w Wenezueli. Całkowicie porzucili wątki terrorystyczne na rzecz zagmatwanej, brutalnej polityki bananowych republik, po raz kolejny przy tym chwytając się gorących tematów obecnej sytuacji geopolitycznej. I na tym w zasadzie trzeba zakończyć omawianie osi fabularnej tego sezonu, by nie zdradzić zbyt dużo. Bowiem, o ile w pierwszej serii Jack miał głównego przeciwnika nakreślonego bardzo szybko i wyraźnie, tak tym razem sprawa nie jest aż tak prosta. Przynależności niektórych postaci do jednej ze stron konfliktu nie możemy być przez sporą część czasu pewni, a za każdym razem, gdy nasi bohaterowie coś odkrywają, nagle okazuje się, że sprawa ma jeszcze co najmniej jedno dno, zaś finałowy twist (choć skłamałbym, twierdząc, że jest nie do przewidzenia) może nieźle zaskoczyć.
Nie tylko historią człowiek żyje, równie ważni są bohaterowie, którzy ją tworzą. Tutaj też widać duży postęp. Aktorzy dotarli się podczas kręcenia tego sezonu. Czuć, że chemia między nimi (zwłaszcza między Johnem Krasinskim i Wendellem Piercem nie jest jedynie kwestią postaci, ale też samych aktorów czerpiących frajdę z grania razem. Pełno tu humoru, wzajemnego szacunku i szorstkiej, ale szczerej przyjaźni. Połączenie niechętnej akceptacji geniuszu Ryana połączonej z regularnym „czego ja się niby po nim spodziewałem”, jest esencją tej relacji i prowadzi do zabawnych, ale też i pełnych innych emocji sytuacji. Ta dwójka jest siebie warta i pokazują to na każdym kroku.
Równie dobrze dają sobie radę inni bohaterowie - zarówno powracający, jak i nowi. Cieszy pojawienie się Matice’a, jednej z moich ulubionych postaci wspierających z poprzedniego sezonu, a także nowego gracza w Team Ryan – Mike’a Novembera, szefa placówki CIA w Wenezueli, który podczas trwania tego sezonu ewoluuje na naszych oczach, dojrzewa i staje się kolejną istotną, jak i lubianą postacią. Miejmy nadzieję że pojawi się on jeszcze w tym serialu. Jeśli zaś chodzi o antagonistów, trzeba przyznać jedno – każdy z nich, choć z różnych powodów, jest w stanie wzbudzić w widzu czystą i nieskrępowaną niechęć. Jeśli natomiast miałbym wymienić absolutny numer 1 z tego sezonu byłby to pewien płatny zabójca i myślę, że większość z Was po seansie 2-3 pierwszych odcinków się ze mną zgodzi.
Kolejnym doszlifowanym elementem serialu jest sama akcja. Choć nie ma tu jej za wiele, wszak historia skupia się na dochodzeniu, to gdy już się pojawia (wiem, że to mocno nieprofesjonalne), mam ochotę zamruczeć niczym zadowolony kot na wspomnienie niektórych scen, zaś ostateczna konfrontacja z ostatniego odcinka to zwyczajnie jedna z najlepszych scen akcji z tego sezonu serialowego. Jest to zresztą kolejny świetny pokaz tego, jak Ryan zmienia się z analityka w jednego z najlepszych agentów polowych jakich CIA widziało.
Nie wszystko jest jednak takie różowe. Strzałem w stopę ze strony twórców i głównym powodem, dla którego ten sezon nie dostał ode mnie oceny jeszcze wyższej, jest fakt całkowitego pominięcia postaci Cathy Mueller. Z jednej strony rozumiem, że wcielająca się w nią Abbie Cornish była w tym czasie zajęta innymi projektami, ale można by to rozegrać zwyczajnie lepiej, jak choćby zachować ją w tej historii za pomocą wiadomości tekstowych czy maili, ba, nawet okazjonalnej rozmowy telefonicznej, niewymagającej obecności aktorki na planie. A tak dostajemy ogromną dziurę po jednej z najważniejszych postaci z książek i dodany ABSOLUTNIE ZBĘDNY wątek nocnej przygody Jacka. Rozumiem, że licentia poetica i że równie dobrze twórcy mogliby Cathy uśmiercić, w końcu mamy tu do czynienia z reimaginacją, a nie wiernym odwzorowaniem. Jednak skoro zdecydowali się już na taką bliskość książkowego kanonu postaci, lekko je tylko dostosowując do współczesnego świata, to mogli i tu pokusić się o trzymanie się historii. Szczęście w nieszczęściu, że nie uśmiercono jej poza ekranem i jest jeszcze szansa na to, że wróci.
Jack Ryan nie pozostawia dużo miejsca na poprawki, chciałoby się znów zobaczyć Cathy, nie mogę się też doczekać, kiedy, o ile w ogóle, na scenę wkroczy John Clark. Nie pogardziłbym również tym, by zekranizowano bardziej dosłownie którąś z książek opowiadających o jego przygodach, niemniej i bez tego mogę śmiało stwierdzić, że to kawał solidnego serialu szpiegowskiego który z sezonu na sezon staje się coraz lepszy.
Już w sprzedaży nowa edycja Polowania na Czerwony Październik, najsłynniejszej powieści Toma Clancy'ego o Jacku Ryanie