Abel Ferrara, twórca słynnego Złego porucznika, przedstawia życie Tommaso – mieszkającego w Rzymie artysty, który tworzy, wychowuje córkę, walczy o miłość i zajmuje się codziennymi sprawami. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że film ma wiele wątków autobiograficznych, a Ferrara wchodzi niezwykle głęboko w intymność swoją i swojej rodziny.
Tommaso jest obrazem, którym Abel Ferrara egzorcyzmuje własne życie. Pozbywa się demonów nawiedzających jego życie osobiste. Staje do walki z duchami przeszłości, determinującymi przyszłość. Odgania koszmary, wpływające na twórczość. Żeby spotęgować efekt, twórca obsadził w roli partnerki głównego bohatera swoją rzeczywistą drugą połówkę. Ich dziecko zagrała prawdziwa córka Ferrary. Samego reżysera sportretował natomiast Willem Dafoe, z którym artysta współpracował już kilkakrotnie. Casting nie pozostawia wątpliwości – Tommaso to alter ego Abela Ferrary. A to dopiero początek głębokiej autobiograficznej wiwisekcji.
Jaka jest różnica pomiędzy wielkim reżyserem a zwykłym zjadaczem chleba? Oglądając pierwsze minuty filmu, można odnieść wrażenie, że żadna. Nasz bohater przemierza uliczki Rzymu, robiąc zakupy, rozmawiając z napotkanymi ludźmi i zatrzymując się w klimatycznych kawiarenkach na szybkie espresso. Tommaso, niczym Randy "The Ram" Robinson w ZapaśnikuDarrena Aronofsky’ego zajmuje się swoimi sprawami, a my mamy okazję podejrzeć go podczas prozaicznych czynności. Dokumentalistyczna forma pierwszej części filmu Ferrary jest znamienna również dla Zapaśnika. Obie produkcje pokazują niezwykłe osoby w zwykłych sytuacjach. Później oczywiście zanurzają się coraz głębiej w umysły, serca i dusze swoich bohaterów.
Film nie traci swojej reportażowej formy nawet wtedy, gdy twórca odziera z intymności postacie, a docelowo siebie i swoją rodzinę. Świadomość, że reżyser przedstawia skrawki własnego życia, sprawia, że poszczególne sceny są jeszcze bardziej sugestywne. Głównym tematem obrazu są trudne relacje pomiędzy bohaterem, a jego dużo młodszą partnerką. To frustracje powstałe w wyniku problemów osobistych są tutaj na pierwszym planie. W podobnych produkcjach wielcy artyści mierzą się zazwyczaj z niemocą twórczą i procesem wpływającym na pracę nad kolejnym dziełem. W Tommaso sztuka odgrywa ważną rolę, ale nie stanowi istoty filmu. Bohater nie ma problemów z kreatywnością – jest raczej płodnym i pomysłowym artystą.
Również Abel Ferrara na tym polu jest pewien siebie, bo co jakiś czas raczy nas górnolotnymi motywami z pogranicza filozofii i historii sztuki. Są to, albo sentencje wypowiadane z offu przez głównego bohatera, albo dygresyjne i surrealistyczne wizje, bawiące się symboliką i nawiązujące do głównej osi fabularnej. Tego typu rozwiązania wybijają nieco widza z opowieści. Abel Ferrara tworzy laurkę dla samego siebie. Dokumentalistyczna forma znika, a w jej miejsce pojawia się mroczna estetyka i abstrakcyjna konwencja. Podczas gdy przez większość filmu narratorem jest życie, teraz lejce przejmuje ego reżysera, co niekoniecznie działa na korzyść filmu.
Obraz jest dużo bardziej wiarygodny, gdy płyniemy z bohaterem poprzez kolejne sceny. Wkrótce granica pomiędzy scenariuszem i improwizacją się zaciera. Pojawia się coś na kształt niereżyserowanej psychodramy, w której bohaterowie podczas emocjonalnych dialogów wyrzucają z siebie swoje obawy i obsesje. Kluczem do wszystkiego wydaje się seksualna frustracja, która sprawia, że główny bohater zaczyna kwestionować swoją męskość i wątpi w partnerkę. Odseparowuje się od rodziny, zaczyna gubić się we własnych fobiach. Dzięki przyjętej formie, ten destrukcyjny proces obserwuje się z wypiekami na twarzy. Jest w tym pewna psychologiczna prawda. Ferrara udowadnia, że najwięcej o człowieku dowiemy się, śledząc jego losy bez zbędnego fabularnego ubarwiania. Każdy z nas zmaga się przecież z większym lub mniejszym życiowym uwikłaniem. Reżyser podkreśla to, oddając głos postaciom drugoplanowym, takim jak Anonimowi Alkoholicy, napotkany bezdomny czy młodzi aktorzy w szkole Tommaso. Ich historie są równie poruszające, co losy głównego bohatera. Twórca przeznacza długie minuty na ich opowieści. Ma to zapewne związek z tym, że są one prawdziwe i dotyczą rzeczywistych przyjaciół oraz znajomych reżysera.
Swoją historię opowiada również Rzym czyli drugi główny bohater filmu. Dawno kinematografia nie pokazała tak pięknie miasta nocą. Abel Ferrara jest absolutnie zakochany w stolicy Włoch i bezbłędnie ukazuje jego urok. Miejsca, które odwiedza główny bohater, dalekie są od turystycznych atrakcji. Twórca uchwycił magię miasta, co nie jest taką prostą sprawą w naszych czasach. Wszechobecna komercjalizacja odbija piętno również na architekturze zabytkowych aglomeracji. Na szczęście Rzym u Ferrary jest miejscem, gdzie czas się zatrzymał, a reżyser umiejętnie oddaje jego piękno. Również wspaniała jest gra aktorska Willema Dafoe. Tutaj nie ma co się rozpisywać – aktor jest od dawna uznaną marką, choć na pierwszym planie pojawia się tylko w artystycznych produkcjach. To wciąż jeden z najbardziej niedocenianych amerykańskich aktorów, choć można odnieść wrażenie, że im jest starszy, tym lepszy. Tomasso to jedna z jego najlepszych ról w karierze. Czy jednak zostanie dostrzeżona? Film Ferrary nie odniesie raczej imponującego sukcesu komercyjnego, a w Hollywood to przecież klucz do wielkości.
W Tommaso nie trudno się zakochać. Film urzeka od pierwszych minut. Rzym, któremu nie da się oprzeć, a w nim rodzina zmagająca się z problemami, które przecież dla wielu z nas nie są obce. Najbardziej urzeka jednak szczerość artystyczna Abela Ferrary. Ze świeczką szukać współczesnych twórców, którzy tak odważnie podchodzą do sztuki i własnego życia. Nie od dziś wiadomo, że te dwie rzeczy są nierozerwalnie związane. Abel Ferrara nie ucieka od tego połączenia, tworząc jeden z najlepszych obrazów w swojej karierze.