Na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy zostaje znalezione ciało przypadkowego turysty. Morderca zadbał o to, by utrudnić identyfikację ofiary – obciął jej opuszki palców i wybił wszystkie zęby. Jednak nie to jest najbardziej niepokojące. W ustach denata znaleziono syryjską monetę, przez co zabójstwo natychmiast zostaje połączone z głośną sprawą Bestii z Giewontu – seryjnego mordercy grasującego do niedawna w Tatrach. Jednak jak to możliwe, skoro według oficjalnych ustaleń policji i prokuratury człowiek odpowiedzialny za te zbrodnie popełnił samobójstwo, wieszając się pod okapem na Galerii Szatana? Inny trop wskazuje na grupę syryjskich uchodźców stacjonującą w tym samym czasie w Kościelsku. Czy te ślady się łączą? Czy też może Bestia z Giewontu doczekała się naśladowcy? Prowadzący sprawę Dominika Wadryś-Hansen i Edmund Osica mają twardy orzech do zgryzienia. Śledztwa nie ułatwia też fakt, że jedyny policjant będący w stanie pomóc im w rozwikłaniu tej zagadki odsiaduje właśnie wyrok 25 lat pozbawienia wolności w krakowskim więzieniu na Podgórzu. Powyższy (nie do końca) krótki opis pokazuje, że do zakończenia trylogii z komisarzem Forstem Remigiusz Mróz nie zamierza prowadzić czytelnika prostą drogą. Jeśli ktoś już na samym początku spodziewał się odpowiedzi na nurtujące go od zakończenia Przewieszenie pytania, to będzie musiał sporo poczekać. Autor wodzi nas za nos prawie tak samo dobrze, jak Iwo Eliasz manipuluje ścigającymi go policjantami. Kiedy już nam się wydaje, że coś wiemy i jesteśmy na dobrej drodze do rozwikłania zagadki, do równania dochodzi nowy czynnik, który drastycznie zmienia obraz całej sytuacji. Dzięki temu opowieść ani przez moment nie jest nudna czy przewidywalna, a kolejne wydarzenia śledzi się z zapartym tchem. To oczywiście ogromny plus, ale też poważne utrudnienie dla recenzentów, bo niesłychanie trudno jest oceniać tę książkę bez zdradzania przebiegu fabuły. ‌Trawers to świetne zakończenie całej serii z co najmniej kilku powodów. Przede wszystkim część trzecia łączy w sobie wszystkie najlepsze cechy poprzednich dwóch, przez co też w ostatecznym rozrachunku wypada dużo lepiej niż na przykład Przewieszenie. Z jednej strony nadal dużo jest w niej tego mrocznego, niepokojącego i odrobinę niepasującego do twórczości Mroza charakteru, ale jednocześnie relacje między bohaterami łagodzą to odczucie. Wiktor Forst to nadal człowiek bez przyszłości i jasnych perspektyw na życie, ale cel, którym jest dla niego odnalezienie Olgi Szrebskiej, sprawia, że nie jest on już postacią tak przygnębiającą i przynajmniej po części przypomina Forsta, jakiego poznaliśmy w Ekspozycja.
Źródło: Filia
Świetnym posunięciem jest też włączenie do tej historii postaci znanej nam z innego cyklu tworzonego przez Remigiusza Mroza. Jeśli istnieje jakiś adwokat, który jest w stanie wyciągnąć Wiktora Forsta z bałaganu, w jaki się wpakował, to jest to tylko i wyłącznie znana nam między innymi z Kasacja Joanna Chyłka. To właśnie bohaterki takiej jak ona brakowało w Przewieszenie. Chociaż w Trawers pojawia się ona tylko na gościnnych występach, to i tak wnosi do całej opowieści bardzo wiele. Dodatkowo dostajemy też małą zapowiedź tego, co dziać się będzie w kolejnej części książek z jej udziałem. Tym, co bardzo lubię w twórczości Remigiusza Mroza, jest łatwość, z jaką wplata on w swoje opowieści odniesienia do kultury, polityki i tego, co otacza nas w realnym świecie. W Rewizji na tapetę wziął mniejszość romską i dotyczące jej stereotypy, w Trawersie porusza natomiast kwestię uchodźców i podejścia do nich nie tylko obywateli naszego kraju, ale Europejczyków w ogóle. Co ważne, skupia się na tym, by pokazać obie strony medalu, przedstawić argumenty obu stron, dlatego też jego bohaterowie często wypowiadają również te mniej poprawne politycznie opinie. Czyni to jednak tę opowieść bardziej autentyczną i zmusza do refleksji nad własnym przekonaniami i dążeniami. Ogromną siłą książek Remigiusza Mroza są kończące je cliffhangery. Zaskakujące zakończenie Przewieszenia napędza praktycznie wszystkie wydarzenia mające miejsce w Trawersie. Jednocześnie nauczeni doświadczeniem czytelnicy czekają, by dowiedzieć się, jakie szokujące rozwiązanie przygotował dla nas autor tym razem. Warto na nie czekać, bo rzeczywiście jest niezłe, chociaż może odrobinę niedopracowane. Sam pomysł na takie niejednoznaczne i otwarte rozwiązanie bardzo mi się podoba, uwielbiam takie zakończenia, bo zostawiają ogromne pole dla wyobraźni i sprawiają, że książka pozostaje w pamięci czytelnika na dłużej. Jednak w przypadku Trawersu moc tego zakończenia osłabia to, że ostatnie wydarzenia do niego prowadzące dzieją się zbyt szybko, wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi – chociażby to, jak ostatecznie udało się sfingować śmierć Olgi Szrebskiej. Nie poznajemy też jasnych i przejrzystych motywów mordercy – jawi się on nam jako po części szaleniec z kompleksem Mesjasza, po części bezwzględny psychopata. Nie dowiadujemy się jednak, czemu właściwie do swojej gry wybrał właśnie Forsta, czy też czemu przetrzymywał w swojej piwnicy lokatorów. Są to pytania, na które odpowiedź powinna być jasna i jednoznaczna. Jednak nawet biorąc pod uwagę te niedociągnięcia, Trawers to świetna lektura - jedna z tych, przez które zarwiecie noc, by jak najszybciej dowiedzieć się, jak się kończy, a potem będziecie żałować, że to już koniec.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj