To, że Trolle jeszcze wrócą, było bardziej niż pewne. Pierwsza część była wielkim kasowym sukcesem i nie ma w tym nic dziwnego, że wytwórnia DreamWorks stara się wycisnąć z tego tytułu, ile się da, podobnie jak wcześniej miało to miejsce ze Shrekiem czy Madagaskarem. Tym razem twórcy jeszcze bardziej rozciągają ten świat, pokazując widzom, że bohaterowie, których poznaliśmy cztery lata temu, nie są jedynymi Trollami w świecie, a jedynie należą do jednego z sześciu plemion. Obok Trolli popowych, które już znamy, żyją Trolle Techno, Trolle Country, Trolle Klasyczne, Trolle Funk i Trolle Rock. Każda z grup ma swoją strunę muzyczną, dzięki której funkcjonuje i czerpie radość z życia. Jednak gdy ktoś zgromadzi wszystkie struny, spowoduje, że jego muzyka zawładnie wszystkimi krainami.  Twórcy chyba za dużo naoglądali się ostatniej fazy filmów Marvela, bo wątek przewodni jest łudząco podobny do tego o Thanosie. Tyle że główny antagonista nie jest ani taki przerażający, ani bezwzględny. Pragnienie, by rock był jedyną muzyką w krainie, jest niczym innym jak kaprysem znudzonej obecnym stanem rzeczy dziewczyny. Buntowniczki, bo tylko takie osoby, według twórców, słuchają tej muzyki. Poza tym widmo tego, że wszyscy będą musieli słuchać tylko i wyłącznie rocka (i to tych klasycznych kawałków), nie napawa mnie jakoś strachem. Przeciwnicy z pierwszej części byli bardziej diaboliczni i to nie tylko ze względu na swoje czyny, ale także wygląd.  Drugim problemem tego filmu jest brak pomysłu na to, jak zagospodarować główną bohaterkę, która w poprzedniej części była niezbędna, a teraz fabuła mogłaby sobie poradzić bez niej. Może dlatego w głównym wątku większy ciężar spada na jej przyjaciół, takich jak Branch czy Biggie. Historia na tym nie cierpi, ale układanie całej kampanii marketingowej pod mało istotną postać jest dość zabawne. Wydaje mi się, że duża tu wina debiutującego na fotelu reżysera Walta Dohrna, który nie ma pomysłu, jak urozmaicić film i nadać mu odpowiedni kształt. 
Materiały prasowe
Trolle 2 są naszpikowane stereotypami i uproszczeniami portretującymi fanów danej muzyki. I tak słuchacze techno lubią ultrafioletowe kolory, a miłośnicy country to kowboje. Na tym przykładzie twórcy chcą wytłumaczyć najmłodszym widzom, że różnorodność jest normalna i nie można jej się bać. Więcej nas bowiem łączy, niż dzieli, a różnice są tylko powierzchowne. Scenarzyści też sugerują widzom, że błędy popełnione przez naszych przodków mogą zostać naprawione. Nie warto żywić urazy i pielęgnować dawne waśnie tylko dlatego, że poprzednie generacje tak robiły. To bardzo ważna lekcja, która podana w ten sposób może przemówić do najmłodszych widzów i zostać w ich głowach na dłużej.  Autorzy scenariusza inspirowali się nie tylko MCU, ale również innymi kinowymi hitami, jak choćby Mad Max: Na drodze gniewu, do którego niewątpliwie nawiązuje pojazd i otoczenie księżniczki Barb. Film tradycyjnie naszpikowany jest głosami, które fani muzyki powinni dobrze kojarzyć. Oprócz znanych z poprzedniej części Anny Kendrick, Jamesa Cordena i Justina Timberlake’a, usłyszymy także Ozzy’ego Osbourne’a, Kelly Clarkson, Mary J. Blige, Gwen Stefani i Sama Rockwella. Wszyscy brzmią świetnie i nadają swoim bohaterom własne cechy charakteru. Szczególnie Rockwell dobrze sobie radzi w powierzonej roli, ale nie chcę rzucać tu spojlerem, więc na tej informacji się zatrzymam. Dialogi są naszpikowane humorem, który trafia w gusta zarówno starszej, jak i tej młodszej widowni. Przynajmniej w angielskiej wersji językowej (tylko taka jest na razie dostępna).  Może i Trolle 2 wpadają w pułapkę wielu kontynuacji, a ich historia nie wciąga tak jak pierwsza część, ale wciąż dostarczają dużo rozrywki najmłodszym, a dobór piosenek przeniesie starszych widzów w ich lata młodzieńcze, bo większość utworów pochodzi z końca lat 90. Jestem przekonany, że studio DreamWorks za jakiś czas powróci z trzecią częścią.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj