W opowieść wprowadza nas klimatyczna czołówka, nawiązująca w jawny sposób do słynnego Detektywa. Twórcy Truth Be Told postawili sobie za wzór kultowy format, ponieważ mamy tu do czynienia z mieszaniną wątków obyczajowych z kryminalnymi. Chwalebne ambicje, jednak konstrukcja fabularna rozjeżdża się już w pierwszym odcinku, a dokładnie w początkowych minutach premierowej odsłony. Twórcy tak szybko wprowadzają nas w akcję, że nie mamy czasu na ułożenie sobie wszystkiego w głowie, a o wczuciu się w klimat nawet nie mówiąc. Przyjęta forma nie ulega zmianie, wynikiem czego produkcja wpada w koleiny wytyczone przez kryminalne standardy już wiele lat temu. Co prawda w kilku miejscach potrafi zaskoczyć i zaciekawić, ale nie jest w stanie zaintrygować nas tak, żebyśmy nie mogli oderwać wzroku od ekranu. Główną bohaterką serialu jest Poppy Parnell – podcasterka i dziennikarka śledcza zajmująca się sprawami kryminalnymi. Jednym z jej tematów była brutalna zbrodnia w San Francisco, w której zginął bogaty mężczyzna – pozornie szczęśliwy mąż i ojciec dwóch córek. Za popełnienie morderstwa został skazany pewien szesnastolatek. Po 19 latach Poppy powraca do sprawy. Nowe dowody sugerują, że Warren Cave niekoniecznie jest winny popełnionego zabójstwa. Miotana wyrzutami sumienia i pragnieniem poznania prawdy Poppy wznawia śledztwo i próbuje poznać wszystkie tajemnice kryjące się za zbrodnią sprzed lat. Cała sprawa jest jednak mocno skomplikowana. Warren po wielu latach spędzonych w więzieniu dorobił się kilku tatuaży swastyk, a kluczem do rozwiązania zagadki wydają się zaginione córki ofiary. Do tego wszystkiego dochodzi skomplikowane życie osobiste Poppy oraz jej rodzina, której daleko do obowiązujących w Ameryce standardów. W tle pojawiają się naziści, gangi motocyklowe oraz nierówności rasowe. Całość wydaje się bardzo złożona, ale to tylko pozory. W rzeczywistości twórcy układają klocki w bardzo stereotypowy sposób, przez co pozbawiają fabułę elementów zaskoczenia. Bohaterka przeprowadza kolejne rozmowy i dowiaduje się coraz więcej. Ktoś z kimś był w otwartym konflikcie, inni mieli ze sobą ukryty romans. Każdy odcinek przynosi kolejne informacje, prowadzące nas do rozwiązania sprawy. Po nitce do kłębka, tak jak w większości współczesnych telewizyjnych seriali kryminalnych. Poszczególne sprawy mają drugie dno, ale niezwykle łatwo domyślić się, w którą stronę zaprowadzą nas tropy. Podcastowa forma służy jedynie do przekazywania przemyśleń bohaterki i podsumowania toczących się wydarzeń. Twórcy nie potrafią wykorzystać tego motywu na korzyść serialu, a przecież można było zrobić z niego clue programu. W główną bohaterkę wciela się Octavia Spencer. Kariera zdobywczyni Oscara ostatnimi czasy nieco przyhamowała. W bieżącym roku zagrała w fatalnym obrazie Ma, co z pewnością nie przysłużyło się jej renomie. Po świetnej roli w Kształcie wody nie miała okazji wykazać się swoim wielkim talentem. Niestety, Truth Be Told wpisuje się w tę tendencję. Aktorka nie ma pola do bardziej złożonych interpretacji. Powierzchowność toczących się zdarzeń nie pozwala zanurzyć się w postacie i ukazać targające nimi emocje. Osadzone w więzieniu Warrena portretuje natomiast Aaron Paul. Aktor przybiera manierę twardziela i trzyma się jej praktycznie do ostatnich sekund trzeciego odcinka. Mimo to bardzo dobrze się go ogląda i do twarzy mu z więzienną estetyką. Oprócz nich na pierwszym planie znajduje się również Lizzy Caplan. Jak wiemy, artystka to aktorski wulkan, a w Truth Be Told występuje w podwójnej roli. Być może na dalszym etapie opowieści będzie miała możliwość wykazania się swoimi umiejętnościami, ale jak na razie jej kreacje są zbyt zachowawcze, żebyśmy mogli mówić o nich w samych superlatywach. Truth Be Told proponowaną historią nie jest w stanie zaangażować widza, tak żeby z niecierpliwością czekał na kolejny odcinek, snując teorie w kwestii rozwiązania zagadki. Mamy tu do czynienia z typowym średniakiem, który idealnie nadaje się na leniwe popołudnie z „jakimś serialem”. Szkoda tylko, że twórcy marnują tak wspaniałą obsadę, bo mogła ona być lokomotywą formatu. Aktorzy odgrywają swoje role, tak jakby czytali kolejne linijki scenariusza. Apple TV ma zmienną passę, jeśli chodzi o produkcje odcinkowe. Tym razem niestety nie możemy mówić o pełnym sukcesie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj