Relacje Charlie z dziadkiem są momentami za bardzo kuriozalne. Nie przekonuje mnie reakcja Portera na jej zachowanie, gdy ta włącza "tryb Rambo". Ten post-apokaliptyczny świat nie istnieje przecież od wczoraj, a poza tym Gene na pewno słyszał opowieści o wcześniejszych perypetiach Charlie. Trwa wojna o przetrwanie, więc jego reakcja w tym przypadku jest mało wiarygodna. Jednocześnie zachowanie Charlie też wypada uznać za trochę irracjonalne, bo nasza bojowa bohaterka powinna zrozumieć, że człek starej daty może w jakimś stopniu nie akceptować nowego porządku świata. Prawdopodobnie nie miałbym żadnych obiekcji, gdyby pokazano to rozsądnie i z głową, a nie w ciągłym tonie autoparodii o emocjonalnej głębi żuczka gnojowego. Z tego wątku wynika tak naprawdę jeden ciekawy motyw związany z Patriotami. Pozostaje pytanie, co oni robią z pomarańczami. Niby drobiazg, ale potrafi zaintrygować i sprawia, że chcę poznać odpowiedź.

Historia Toma Neville'a jest jedyną, która trzyma w Revolution dobry poziom. Jak Giancarlo Esposito negatywnie bawił mnie w pierwszej serii, tak teraz jest jedyną poważną, charyzmatyczną postacią, której działania są dwuznaczne i czasem niezwykle "klimatyczne". Jego poczynania w Białym Domu, gdzie odkrywamy świat współczesnej polityki, to coś, co może się podobać i zaciekawić. Do gustu przypada mi zwłaszcza jego bezwzględność, która na tle towarzystwa wzajemnej adoracji i cierpiętniczych spojrzeń jest niezwykle odświeżająca.

[video-browser playlist="635485" suggest=""]

Pomysł na wspólną wyprawę Milesa, Monroe i Rachel jest nieporozumieniem pasującym do przeciętnej jakości sitcomu. Rachel dogryzająca Monroe i robiąca nieodgadnione miny to jeszcze nic wielkiego, ale samo spotkanie z synem wydaje się już dość sporym absurdem. Niby pomysł na "dołącz do mnie i wspólnie będziemy rządzić galaktyką jako ojciec i syn" jest poprawny, ale jego realizacja - daleka od ideału. Sceny, w których Monroe udaje troskliwego ojca, pokazują kompletny brak konsekwencji. Chyba żaden serial we współczesnej telewizji nie ukazuje nam przemiany postaci w sposób aż tak nieprzekonujący.

Poza wspominaną taktyką Patriotów intryguje jeszcze wątek Aarona, który udaje się do tajemniczego miasta. Liczę na to, że twórcy mają na tyle zabawny lub szalony pomysł, iż będzie on w stanie zaspokoić ciekawość.

Revolution momentami prezentuje niezłe motywy, które w sprawniejszych rękach mogłyby zaoferować widzom sporo wrażeń i emocji. Niestety serial czasem jest parodią produkcji science fiction, czasem serwuje coś poważniejszego, a gdyby momentami nie było to takie guilty pleasure, pewnie wielu widzów dawno zakończyłoby swoją przygodę z nim.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj