Turniej główny to kolejny efekt współpracy pomiędzy Netflixiem a WWE, który znów jest propozycją docelowo dla całej rodziny. Mamy próbę opowiedzenia historii uniwersalnej, zahaczającej o poważniejsze tematy. Główny bohater nie mieszka w idealnym domu, a jest z rozbitej rodziny, bo matka porzuciła go i ojca dla innego faceta. To naturalnie ma wpływ na rozwój dziecka, budowę braku pewności siebie i ucieczkę w świat fantazji - w tym przypadku bycia fanem wrestlingu. Takim sposobem twórcy wykorzystują dość proste narzędzia do budowania przesłania, z którym wielu rówieśników bohatera może się identyfikować. Zwłaszcza że dzięki magicznej masce nabiera pewności siebie i nadludzkich mocy, a koniec końców musi przekonać się, że to wszystko ma w sercu i głowie. Kwestia tego, że wszyscy nosimy maski, nabiera tutaj istotnego sensu. Ważne, trafne i dobrze przemyślane - taki morał można uznać za udany. Szkoda tylko, że za tym idzie scenariusz przepełniony gatunkowymi kliszami, banałami i oczywistościami. Wszystko jest do bólu schematyczne i odmierzone od linijki. Przewidywalność poszczególnego etapu historii kojarzy się z dziesiątkami o wiele lepszych filmów - pierwsze kroki bohatera odkrywającego pewność siebie zza maski, zadufanie sukcesem, konflikt z przyjaciółmi i ostatecznie pojednanie, a koniec końców happy end. Oczywiście gdzieś musiał się pojawić wątek trzech łobuzów, którzy w szkole dręczą bohatera, by później nabrać do niego szacunku. Wszystko to widzieliśmy wielokrotnie, a tutaj jest to ukazywane po linii najmniejszego oporu, Bez kreatywności, wizji i pomysłu. Ot tak, odznaczanie poszczególnych elementów z listy.
fot. Netflix
Teoretycznie najlepszą częścią Turnieju głównego powinny być zawody wrestlingowe. Wychodzi przeciętnie, bo mamy odgrzewanie schematów na poziomie słabej kreskówki. Z jednej strony główny bohater z nadludzkimi mocami rzuca wielkimi chłopami i wygrywa, z drugiej czarny charakter jest duży i tak bardzo groźny, że aż śmieszny. To jest taki moment filmu familijnego, w którym czar pryska, bo wszystko wydaje się skierowane do najmłodszych. Zapomniano o uniwersalności gatunku. Całość powinna być zjadliwa dla rodzica, który chce film obejrzeć wspólnie z dzieckiem, a Turniej główny traci w tym aspekcie bardzo wiele i bardzo szybko.  Nie mam jednak wątpliwości, że aspekty czysto kierowane do dzieci mogą trafić w tę grupę docelową, bo całość jest prosta, ale sprawnie zrealizowana. Przesłanie działa, bo pod względem emocjonalnym ta część filmu ma dobry fundament. Trudno więc mówić, że Turniej główny nie spełnia swojej zamierzonej roli. Jednak jestem zdania, że kino familijne i propozycje dla dzieci powinny prezentować lepszą jakość, a nie jazdę bez trzymanki po stereotypach, schematach i wszelkich kliszach. Turniej główny w tym miejscu ponosi całkowicie porażkę, oferując jedynie przeciętność, a widz w każdym wielu zasługuje na więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj