Reżyser Greg Berlanti poruszył dość istotny temat, jakim jest przyznanie się nastolatka do homoseksualizmu. I zrobił to w lekki, miejscami nawet komediowy sposób. Oto staje przed nami siedemnastoletni Simon Spier (Nick Robinson) , który od dawna wie, że jest gejem, ale nie ma w sobie na tyle odwagi, by się komukolwiek do tego przyznać. Udaje więc przed koleżankami, kolegami, rodzicami i generalnie całym światem, że interesuje się dziewczynami. Dopiero gdy na lokalnej stronie internetowej, przypominającej Facebooka, pojawia się anonimowe wyznanie jednego z uczniów, który przyznaje się, że jest homoseksualistą, Simon otwiera się. Jest to impuls, który daje mu odwagę, by napisać do autora wpisu prywatną wiadomość i nawiązać z nim wirtualną znajomość. Na co dzień jednak chłopak zastanawia się, który z jego szkolnych kolegów kryje się pod tajemniczym nickiem. Zaczyna się nawet zakochiwać w nieznanym koledze. Te rozważania powoli zaczynają go pakować w problemy, gdy drobne uprzejmości, uśmiechy i gesty zaczyna interpretować jako potencjalne formy podrywu Tematyką Love, Simon przypomina 13 powodów (zresztą mamy tu kilku tych samych aktorów). Tu też ukazane są największe problemy nastolatków - brak tolerancji wśród rówieśników, rodzice, którzy przestają się interesować swoim dzieckiem, czy szkoła, która zamiast wychowywać młodzież, stara się z uczniami zaprzyjaźnić. Dyrektor jest tu bardziej parodią tej funkcji. Przybija na przerwach piątki uczniom, komplementuje ich ubiór, a przejawy jakiejkolwiek dyskryminacji natychmiast zamiata pod dywan, pozornie rozwiązując problem, jednak bez głębszego wgryzania się w jego źródło. Najjaśniejszym punktem filmu są rodzice głównego bohatera, czyli Jennifer Garner i Josh Duhamel. Zwłaszcza ten ostatni w roli ojca wypada niezmiernie przekonująco. Nie jest wkurzony ani przestraszony wyznaniem syna. Jest zażenowany tym, że sam się nie domyślił i opowiadał mu głupie, sprośne żarty. Jest mu wstyd z  tego powodu, że mógł nieświadomie wprowadzić syna w zakłopotanie. Bardzo dobitnie pokazuje to jedna ze scen. Na uznanie zasługuje też odtwórca tytułowej roli, czyli Nick Robinson. Wkłada w tę postać wszystkie znane sobie emocje. Nie raz okazuje złość, żal, radość, smutek. Cała paleta uczuć, bez których ten film byłby kolejną bezwartościową produkcją o coming oucie, a tak dostajemy w miarę inteligentną opowieść o trudnościach dorastania i poszukiwania akceptacji w drugim człowieku. Fani 13 Reasons Why od razu dostrzegą Katherine Langford, która gra tutaj inną wariację Hannah Baker. Znów jest to rola dziewczyny skrzywdzonej przez otoczenie i własne wyobrażenie o tym, jak jej życie uczuciowe powinno wyglądać. Rozczarowani tym filmem będą na pewno fani książkowego pierwowzoru autorstwa Becky Albertalli pod tym samym tytułem. Reżyser nie odważył się pokazać co bardziej kontrowersyjnych wątków. Widać, że trochę „wykastrował” oryginał, by tak nie szokować widzów i jednak przyciągnąć ich do kin. Ten film niesie ze sobą bardzo ważne przesłanie: bądź sobą i nie daj się zakrzyczeć innym. Nie wstydź się tego kim jesteś, a otoczenie szybciej cię zaakceptuje. Wiem, że są to banały, ale często o tym zapominamy i dobrze, że wciąż możemy oglądać filmy, które nam o tym przypominają. I to w taki lekki sposób. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich nastolatków i ich rodziców. Choć nie ma się co oszukiwać, do Call Me by Your Name mu strasznie daleko. To nawet nie jest ta liga.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj