Film Shinkaia, okrzykniętego mnóstwo razy następcą Hayao Miyazakiego bez wątpienia zdobył rozgłos na świecie. Można się spierać, czy to twórca przereklamowany, kopiujący styl mistrza, czy już samodzielny twórca. Jego najnowsza produkcja, film Kimi no na wa. z 2016 roku w dużej mierze rozwiał te wątpliwości – film zdobył mnóstwo nominacji i nagród nie tylko w Japonii (niestety zabrakło nominacji do Oscara), zarabiając przy okazji mnóstwo pieniędzy i co najważniejsze, podbijając serca widzów. Ta wyjątkowo wydawałoby się, prosta opowieść kryje w sobie tak wiele, że zaskoczony widz po prostu po seansie musi uznać, że to prawdopodobnie najlepszy film tego reżysera – który powstawał równolegle z powieścią, napisaną a jakże, przez Makoto Shinkaia. Książka ukazała się w Japonii odrobinę wcześniej niż film, ja jednak piszę o niej z perspektywy czytelnika, który seans Kimi no na wa. ma już dawno za sobą. Wydawnictwo Studio JG wydało w Polsce powieść Shinkaia pod tytułem Novel your Name., dodatkowo możemy zapoznać się z mangową wersją tej samej historii – ukazał się jak dotąd jeden tomik, o którym także niedługo napiszę. Trzeba najpierw jednak zastanowić się, czy warto zabierać się za lekturę powieści, o której fabule wie się już wszystko. Uważam, że jak najbardziej, ponieważ przy jej lekturze jasno jak na dłoni okazuje się, że zdolny japoński reżyser wymyślił historię niezwykłą. Mitsuha mieszka we wsi Itomori, gdzieś w górach na końcu świata, jak pewnie by uznała. Ta zwyczajna licealistka najchętniej by wyjechała do Tokio, ponieważ dopiero tam poczułaby, że żyje. Wieś nie oferuje jej niczego, poza obowiązkami w przydomowej świątyni. Tam nawet kawiarenki nie ma! Jej rówieśnik, Taki, to z kolei mieszkaniec stolicy, którego życie usłane jest uczęszczaniem do kawiarenek. Jednym słowem – zupełnie inny świat. Ta dwójka pewnie nigdy by się nie spotkała, gdyby nie dziwna przypadłość. Otóż w trakcie snu, oboje zamieniają się ciałami. Nic nowego, ktoś pomyśli, sęk w tym, że oboje po przebudzeniu nieszczególnie pamiętają, co też robili w ciele nowego znajomego. Tym samym zarówno Mitsuha, jak i Taki muszą prowadzić codzienny dziennik, skrupulatnie notując informacje potrzebnej drugiej osobie. Zaczynają sobie pomagać, a skrępowanie obcym ciałem i całą sytuacją powoli znika. Jednak pewnego dnia zamiany ustają, więc zdezorientowany Taki postanawia odszukać Mitsuhę…
fot. Studio JG
Więcej zdradzić nie mogę, ponieważ dalsze wydarzenia wywracają tę banalną historię do góry nogami, zamieniając się w pierwszej wody dramat. Dodam tylko, że przepiękna kometa na okładce powieści także ma duże znaczenie dla fabuły. Pomimo wiedzy o tym, co się wydarzy, powieść twoje imię. czyta się znakomicie. Książkowa wersja pomaga jeszcze lepiej poznać myśli bohaterów, a także ich samych. No i co najważniejsze, określone momenty wywierają tak duże wrażenie, jak w trakcie seansu filmu… Pewnie niejedna osoba zastanawia się, jak ta historia przedstawiona z punktu widzenia dwóch osób wygląda na papierze. Shinkai wpadł na sprytny pomysł – narracja Mitsuhy przedstawiona jest za sprawą normalnej czcionki, z kolei ta należąca do Takiego, pogrubionej. Początkowo ten system sprowadza małe zamieszanie, jednak z czasem czyta się już powieść całkiem sprawnie, nie gubiąc się w fabule. Polskie wydanie można pochwalić – miękka okładka ze skrzydełkami (gdzie znajduje się notka o autorze), posłowie autora oraz wyjaśnienia tłumaczki odnośnie do kilku translatorskich problemów absolutnie wystarczą. Kto widział film, ten zresztą zauważy, że w pewnych momentach dialogi lekko od niego odbiegają. To właśnie w tych miejscach konieczne były małe zmiany, które są absolutnie zrozumiałe ze względu na specyfikę języka japońskiego. Nie mam za to absolutnie pretensji do tłumaczki Pauliny Tuczapskiej, która odwaliła kawał dobrej roboty. Można się jedynie przyczepić sporadycznie występujących literówek, które lekko przeszkadzają w trakcie lektury.
Warto przeczytać twoje imię. – zwłaszcza, jeżeli nie widziało się filmu. To wciąż ta sama piękna i poruszająca opowieść o dwójce młodych ludzi, których losy przeplatają się w najbardziej nieoczekiwany sposób. Przy okazji nie zabraknie elementu edukacyjnego – japoński folklor także odgrywa tutaj dużą rolę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj