Oprócz marszałka w gabinecie pojawia się pewien natrętny filmowiec – kuzyn prezesa. Tym razem jednak problemy, z którymi przybywają goście, nie zajmują szefowi zbyt dużo czasu. Pan Marek daje się zbyć krótką poradą na temat właściwego odżywiania, a drugi z wizytujących ulatnia się po wyciągnięciu od wodza dwudziestu złotych na fajki. Niestety tym razem zabrakło błyskotliwych dialogów, podczas których prezes brylował, ustawiając do pionu swoich poddanych… to znaczy podwładnych. Wielka szkoda że tak się dzieje, bo marszałek przybywa do wodza z dość poważnym problemem. Pan Marek ewidentnie nie radzi sobie na stanowisku, które piastuje, i błaga szefa o szybką degradację. Niestety prezes nie jest zainteresowany kłopotami Marka. Wielka szkoda, bo aż prosi się, aby ponabijać się trochę w niewybredny sposób ze słabości gościa. Niestety tym razem komizm opiera się głównie na gimnastyce z laską marszałka, którą gość przynosi ze sobą, i na wizerunku przybysza. Tradycyjnie bardzo dobrze prezentuje się fizjonomia wizytującego. Jego maniery i zachowanie idealnie pasują do rzeczywistego odpowiednika tej postaci. W tym segmencie twórcy Ucho prezesa wciąż nie schodzą poniżej wyznaczonego, wysokiego poziomu. Szkoda tylko, że pan marszałek zajmuje szefowi tak mało czasu, bo można było wycisnąć trochę więcej komicznych motywów z tej charakterystycznej postaci. Wydaje się, że twórcy tym razem zmarnowali potencjał gościa. Do lepszego poprowadzenia tej postaci potrzeba było trochę więcej czasu ekranowego. Zamiast tego twórcy zdecydowali się wprowadzić kuzyna szefa, który wpada do gabinetu jak po ogień i równie szybko znika. Tutaj komizm opiera się głównie na bezpośredniej formie, w jakiej filmowiec zwraca się do swojego krewnego, i na „selfikach” robionych ze spotkanymi osobami przez jego towarzyszkę. Zdecydowanie zabrakło w tym segmencie kreatywności. Odcinek zyskałby dużo więcej, gdyby twórcy całkowicie zrezygnowali z Janka, poświęcając więcej czasu biednemu marszałkowi. Jednym słowem – goście tym razem nie wypalili. Jak więc w siódmym odcinku prezentują się główni bohaterowie tej psychodramy? Prezes i Mariusz tradycyjnie dają radę. Robert Górski jest coraz lepszy w charakterystycznej manierze, którą przyjął wcielając się w TEGO prezesa. Mariusz natomiast robi wszystko co może, aby jego umizgi, pochlebstwa i lizusostwo było coraz śmieszniejsze. Jak to mu wychodzi tym razem? Jest dobrze, ale szału nie ma. Po siedmiu odcinkach w relacjach prezesa z Mariuszem brakuje oryginalności i jakiegoś nowego pierwiastka, który pozwoliłby wprowadzić świeże i kreatywne pomysły. W poprzednim epizodzie asystent szefa miał „mysi epizod” i było to pewne niespodziewane odstępstwo od normy. Tym razem Mariusz jest tak samo „mariuszowaty” jak zawsze. Generuje to oczywiście kilka całkiem zabawnych momentów, jednak Ucho prezesa przyzwyczaiło nas do bardziej błyskotliwej gry z widzem. Nie ma oczywiście tragedii, jednak tym razem zabrakło motywów, podczas których widz śmiałby się do rozpuku. Dokazywanie bohaterów wprawia oglądających w dobry humor i  przyprawia o serdeczny uśmiech, jednak brakuje tutaj tej inteligentniej satyry, którą twórcy brylowali na początku serialu. Trochę nie wykorzystano potencjału gości, a główni bohaterowie popadli w stagnację i przestali się rozwijać. Całe szczęście do gabinetu prezesa czeka jeszcze długa kolejka charakterystycznych postaci, więc możemy mieć nadzieję, że następnym razem będzie lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj